Nasza redakcja otrzymała poniższy list.
Wakacyjny wyjazd. Jeden z kilku postojów na trasie. Stary park wokół pałacu, boisko, plac zabaw, idealne miejsce na chwilę odpoczynku od trudów podróży oraz wybieganie się najmłodszych. Ojciec rodziny pojechał kupić coś do jedzenia.
W pewnej chwili pojawiają się inne dzieci, zapewne mieszkańcy tego miejsca. Patrzą uważnie, obserwują. Ciężko stwierdzić czy są rodzeństwem czy nie.
Coś mi nie pasuje, dużo tych dzieci, w różnym wieku, gdzie są rodzice? Pojawia się też kobieta z dzieckiem w wózku. Chorym, niepełnosprawnym. Wchodzi na plac zabaw, wózek parkuje, siada na ławce. Patrzę na to ze smutkiem, że to chore dziecko nawet nie ma możliwości poleżeć na trawie, być pohuśtanym na huśtawce.
Nagle jakiś przebłysk. Nasze dzieci podbiegają do mnie i mówią, mamo tu jest chyba dom dziecka. Dzieci biegną sprawdzić tabliczkę przy drzwiach budynku…. Puzzle układają się w całość. Już wiem, czemu coś mi tu nie pasowało.
Historia zatoczyła koło. „Mamo, a czy oni też odnajdą rodziców, tak jak my kiedyś?”. „Nie wiem kochanie, trzeba się o to modlić”. „Oni są smutni, że muszą tu być”.
W tym momencie słychać warkot silnika, to tata wraca z hot dogami. „Tatuś wrócił!!” – nasze dzieci z wrzaskiem biegną w stronę auta. Dzieci miejscowe stoją i patrzą jak można rzucać się tacie na szyję, tylko dlatego, że przywiózł jedzenie. I jak tata potem bawi się z nimi na trawie….
Epilog. Wieczorna modlitwa kilka godzin później. „I proszę Cię Panie Jezu, aby dzieci z domu dziecka znalazły rodziców i już nie były smutne”.
Leave a Reply