Wiara

Dobra śmierć

Od kilku dni chodzi za mną temat dobrej śmierci. Dawno temu usłyszałam o apostolstwie dobrej śmierci i dość mnie to zdziwiło. Potem jednak Pan Bóg tak moim życiem pokierował, że doceniłam wagę modlitwy o dobrą śmierć. Swoją lub innych ludzi.

Zaczęło się od tego, że pewna znajoma opowiadała o ostatnich chwilach życia jej męża. Dostał wylewu, trafił do szpitala, lekarz powiedział, że daje mu najwyżej 12 godzin życia. Tak mało a z drugiej strony tyyyle czasu by zatroszczyć się o dobrą śmierć najbliższej osoby.
Znajomy z kościołem był na bakier, tzw. katolik święconkowy. Niby wierzył ale do kościoła poza sławetną święconką nie chodził.  Spytałam się wtedy znajomej, czy wzywała kapłana by mąż mógł pojednać się z Bogiem. Odpowiedziała… nie, nikt nie miał do tego głowy, czasu nie było. Zrobiło mi się strasznie smutno.

Jakiś czas potem z wypiekami na twarzy czytałam Dzienniczek Świętej Faustyny i zaczynałam rozumieć jak bardzo dusza ludzka może cierpieć jeśli nie pojedna się z Bogiem.

Wiele lat później do szpitala trafiła moja mama. Chorowała wiele lat, bardzo ciężko, karetka zabrała ją nieprzytomną do szpitala. Jechałam do szpitala przygotowana na wszystko, na to, że będzie dobrze jak i na to, że to już koniec. Weszłam do szpitala i zanim jeszcze udałam się na oddział, sama nie wiem czemu, odszukałam na tablicy telefon do kapelana i zadzwoniłam do niego prosząc o pilne przybycie. Ksiądz obiecał, że najpóźniej za godzinę będzie.

Poszłam do mamy, zobaczyłam, że jest źle i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że mam zacząć się modlić. Przez ponad trzy godziny odmawiałam cały czas koronkę do Bożego Miłosierdzia, czując wewnętrzne przynaglenie, że tak właśnie mam robić. Tylko to i nic więcej. Nie mogłam sobie przypomnieć imienia patrona dobrej śmierci, ale okazało się, że dobrze typowałam św. Benedykta, do niego też się modliłam. W międzyczasie przyszedł ksiądz, opatrzył mamę sakramentami, ja nadal trwałam na modlitwie, nawet w trakcie rozmowy z lekarzem miałam różaniec w rękach. W końcu nadeszła pora by iść do domu. Mama odeszła do Pana 20 minut po moim wyjściu… Wiem, że jest już w Niebie.

Dwa lata później do szpitala trafiła, bardzo sprawna i ciesząca się świetnym zdrowiem mimo 87 lat życia, babcia mojego męża. Pojechaliśmy do szpitala w sobotę o 6 rano. Jak weszłam do sali, pierwszą myśl miałam, że trzeba wezwać księdza. Miałam wątpliwości czy mówić o tym mężowi, żeby nie sugerować, że to już koniec. Ale zdecydowałam się o tym powiedzieć, jak się okazuje w tych nerwach nikt z rodziny by na to w tamtej chwili nie wpadł poza mną. Ksiądz przyszedł bardzo szybko i opatrzył babcię sakramentami. Ja siedziałam na korytarzu i ponownie ponad dwie godziny modliłam się Koronką i do św. Benedykta. Czułam, że to właśnie mam robić, czułam też ogromną siłę tej modlitwy. Babcia zmarła 1,5 dnia później.

Uważam, że była to dla mnie ogromna łaska, że wiedziałam co w tamtych chwilach mam robić. Mimo, a może właśnie dlatego, że i moja mama i babcia było osobami głęboko wierzącymi, więc mogłoby się wydawać, że nie ma co robić afery i wzywać księdza, jeśli ktoś na bieżąco korzysta z sakramentu pojednania.
Sama bym na to nie wpadła, miałam natomiast absolutną jasność co mam robić. Do dziś jestem zaskoczona, że w tak stresujących sytuacjach zachowałam się właśnie w taki sposób.

Człowiek nie zdaje sobie sprawy z mocy Bożego miłosierdzia. Dobra śmierć jest wtedy kiedy jesteśmy gotowi na spotkanie z Panem. Gotowi powinniśmy być zawsze, dzięki życiu sakramentalnemu
O dobrą śmierć warto się modlić niezależnie od wieku. Mam nadzieję, że w godzinie mojej śmierci ktoś będzie za mnie ofiarowywał swoje modlitwy.

Obraz D CaspPixabayObraz D CaspPixabay

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

1 Komentarz

  • Wiecie, mialam 4 dni temu urodziny i między innymi otrzymałam telefoniczne życzenia od mojej najstarszej siostry (mieszka w Niemczech)…”życzę Ci dobrej godziny śmierci”. Potem mnie przepraszała, a ja byłam szczęśliwa z otrzymania takich życzeń, bo czyż to nie jest jedna z najważniejszych rzeczy w naszym życiu, aby dobrze „odejść” z ziemi do Ojca?
    Pozdrawiam gorąco i dziękuję za fajny artykuł. Deta

Leave a Reply

%d bloggers like this: