Wiara

Grupa wsparcia czy wyparcia powołania?

Ilu zaoferowało pomoc, wsparło w wierności powołaniu? A ilu poklepało po ramieniu, podziwiało odwagę, gratulowało decyzji i życzyło Bożego błogosławieństwa (!)

Dawno temu kiedy byłam panną, bardzo często chodziłam na niedzielną Eucharystię ks. Piotra Pawlukiewicza. Na jednym za kazań bardzo zapadła mi w serce jedna myśl. Otóż Ksiądz Piotr podkreślał jak istotne jest by decydując się na jakiekolwiek powołanie czy to kapłańskie czy małżeńskie mieć wokół siebie silną grupę wparcia na wypadek różnych sytuacji kryzysowych. Oczywiście grupę o silnym kręgosłupie moralnym i wartościach. Przytaczał wówczas ksiądz przykład pewnej pani, która przeżywała kryzys małżeński, bardzo narzekała na męża i była coraz bliższa decyzji o rozwodzie. Mąż wprawdzie się starał ale te jego starania marny przynosiły efekt, gdyż owa pani była nieprzejednana i wyszukiwała coraz to nowe argumenty za tym, że ich małżeństwo nie ma większego sensu a ona musi w końcu zadbać o siebie, swoje poczucie wartości, swój rozwój itp. Niedługo okazało się, że pani ta pracuje w jednym pokoju z koleżanką po świeżym rozwodzie. Jak to kobiety jedna zwierzała się drugiej i ta rozwódka bardzo usilnie spierała ją w decyzji o rozwodzie, opowiadając o tym „jacy to mężczyźni są straszni i że pora w końcu zadbać o siebie”.

Ksiądz Piotr bardzo podkreślał, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie któremuś ze współmałżonków myśl o rozwodzie to wiele niestety może zależeć od tego jaką ma grupę wsparcia (lub wyparcia) powołania. Czy będą go namawiać do walki o małżeństwo, do wyjazdu na rekolekcje, do terapii, do mediacji i podsuwać inne koła ratunkowe, czy wręcz przeciwnie, założą kamień u nogi i pociągną rodzinę do rozpadu opowiadając o tym, że nie warto ratować, za to warto być szczęśliwym oraz, że każdy ma prawo do zmiany decyzji ale najważniejsze to być sobą.

Na innym kazaniu ksiądz Piotr opowiadał historię młodego kapłana, który postanowił porzucić swoje powołanie i stan kapłański. Spakował swoje rzeczy i pojechał do domu rodzinnego. Tam drzwi otworzył mu ojciec, który usłyszawszy co się stało powiedział „wracaj na parafię tam gdzie jest Twoje miejsce, idź rozmawiaj z biskupem, ja Cię do domu nie przyjmę bo Bogu ślubowałeś i Jemu masz być wierny”. Mocne, prawda? Co za ojciec! Tym mocniejsze w dobie kryzysu męskości, kapłaństwa, ojcostwa.

Jestem żywo poruszona kiedy słyszę o rozpadzie jakiejś bliskiej mi rodziny, bądź odejściu z kapłaństwa znanego mi księdza. Zastanawiam się wtedy jaką mieli grupę wsparcia na „ostatniej prostej” do sprzeniewierzenia się sakramentom. Ile osób powiedziało im wprost i mocno, że to droga na zatracenie, że trwa walka o ich dusze. Ilu zaoferowało pomoc, wsparło w wierności powołaniu? A ilu poklepało po ramieniu, podziwiało odwagę, gratulowało decyzji i życzyło Bożego błogosławieństwa (tak, tak!) w nowym życiu. Czy zdawali sobie sprawę, że wspierają ich słabość, grzech i odciągają od drogi do Nieba. Niepojęte, szokujące dla mnie bardzo. Tak potwornie boimy się mówić prawdę między oczy, że wolimy pogłaskać po grzechu niż napomnieć „w porę i nie w porę”. A może będziesz jedyną osobą, która powie bolesną prawdę z miłością. Może wszyscy inni będą tylko kiwać głowami, potakiwać, pisać radosne komentarze i dawać polubienia i utwierdzać w słuszności decyzji a nawet szukać w niej woli Bożej (?!) Wasza mowa niech będzie tak, tak, nie nie!

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

Leave a Reply

%d bloggers like this: