Wiara

Idźcie, Ofiara spełniona

Idźcie, Ofiara spełniona.
Znany te słowa. Słyszeliśmy je wiele razy. Ale czy choć jeden raz – wiedzieliśmy, o czym mowa?
Ofiara Jezusa Chrystusa była, jest i będzie największym wyrazem miłości i najmocniejszym jej dowodem. Ofiara Jezusa Chrystusa – bo tym w istocie jest Eucharystia – jest Tym, co trzyma nas w pionie. Skąd pomysł, żeby o tym napisać? Co najmniej nieprzemyślany a może nawet niedorzeczny? Ani nie jestem księdzem, ani nie skończyłam teologii… Zamiłowanie do chorału też mnie do wygłaszania takich tez nie predestynuje… Zatem – skąd?

Jedna z ostatnich Mszy Świętych w jednej z pobliskich parafii. Podczas ogłoszeń słyszę, że po błogosławieństwie młodzież z grupy modlitewnej będzie miała czuwanie; będzie też adoracja Najświętszego Sakramentu – można zostać i się włączyć do modlitwy i do śpiewu. Zostaję zatem; może bez szczególnego przekonania, ale trochę chyba nawet – z ciekawości.

Sam początek: młodzież rozstawia ekran. „Będą slajdy z pieśniami – myślę – dobrze, będzie można śpiewać.” I – zaskoczenie nr jeden: nie ma tekstów pieśni. Jest… zdjęcie Monstrancji. Pomysł niezwykły. I co najmniej tak samo – nietrafiony.

Nie trzeba było długo czekać na zaskoczenie nr 2. Rozstawianie sprzętu, mikrofony, głośniki… rozgardiasz przy tym… i wielokrotne przechodzenie przed Tabernakulum – bez nawet skłonienia głowy, nie mówiąc o przyklęknięciu. Na usta ciśnie się pytanie: czy tak ma wyglądać zaangażowanie młodych w życie Kościoła? Czy naprawdę chodzi o to, żeby ZA WSZELKĄ CENĘ młodych do Kościoła przyciągnąć? Za cenę braku poszanowania Najświętszego Sakramentu i traktowania Pana Jezusa jak kumpla?

Zaskoczenie nr 3… było, a jakże. Grupa starszych osób zebrała się przy ołtarzu bocznym, przed Wizerunkiem Jezusa Miłosiernego, aby odmówić koronkę. Nikt nie kazał się przyłączać, ale można przynajmniej uszanować modlitwę innych. A jak to wyglądało? Głośne rozmowy, nieskrępowany śmiech… Przeszkadzało, naprawdę.

Nie mogłabym chyba się powstrzymać przez zwróceniem uwagi, gdybym została na tej tak zwanej adoracji – mała litera jest tu nie bez znaczenia.

Sama adoracja odbywała się na siedząco ( z obowiązkową nogą na nogę), bez uklęknięcia… Oczywiście, było też klaskanie, machanie rękami, fala i inne tego typu efekty.

Ale – gdyby tak Pan Jezus chciał coś powiedzieć do kogoś z tych młodych w ciszy serca… to musiałby poczekać na inną okazję. Ciszy nie było. Był gwar, harmider, hałas i rozgardiasz. Nie było adoracji.

Wychodząc usłyszałam, jak ktoś mówi: „Ale czad, co? Super! Wreszcie coś się dzieje w tej parafii”.
Czad. Cichy zabójca – ciszy, pokory i modlitwy serca.

Photo credit: Carsten Schertzer via Foter.com / CC BY

O autorze

Dorota Szczepańska

Z wykształcenia i zamiłowania polonistka i pedagog, z pasją teatralną. Pracuje z dziećmi i młodzieżą, ale bardzo lubi też pracować dla niepełnosprawnych. W wolnych chwilach zajmuje się quillingiem i decoupage`em. Robi różańce z nasion łzawicy i kłokoczki. Bardzo dużo czyta. Coraz więcej pisze. Wolontariusz biblioteczny. Prowadzi bloga w-zaciszu-slow.blogspot.com

Leave a Reply

%d bloggers like this: