Edukacja

Korpo-szkoła

 

„Chciałem poruszyć temat szkoły, a w zasadzie metod pracy, organizacji i hmm… misji, czy też celu?

Do rzeczy.
Śledząc wpisy w różnych grupach, stronach, opowieści znajomych itp wyłania się obraz polskiej szkoły:
– z zadaniami domowymi
– z realizacją programu nauczania kosztem zdroworozsądkowego podejmowania decyzji
– z surowym ocenianiem wg klucza
– w ogóle z systemem oceniania wartościującym czy dziecko jest dobre czy słabe
– z licznymi kartkówkami, sprawdzianami, ale też z wyrywkowym odpytywaniem na lekcji
– z dziesiątkami ocen w dzienniku
– z często prastarym systemem przekazywania wiedzy na linii nauczyciel – klasa
– z często wyniesionym z przeszłości układem, w którym nauczyciel występuje z pozycji władzy

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że powyższe to pewne uogólnienie, ale jeśli nie wszystkie rzeczy to pewnie jakaś część z nich występuje w szkołach, więc przyjmijmy na chwilę takie ekstremum za pewien powszechnie akceptowany standard.
Zdaję też sobie sprawę, że kiedy ja chodziłem do podstawówki, to tak właśnie jak powyżej wyglądała szkoła i ja po prostu nie akceptuję faktu, że skoro ja miałem kiepsko, to wszyscy mają mieć.

Do czego zmierzam.
Od ponad 10 lat pracuję w korporacji, zarządzam ludźmi, zatrudniam, szkolę, prowadzę rozmowy o rozwoju, o wydajności itd.
I wychodzę z założenia, że jeśli chodzi o cel, to taka korporacja zatrudniająca 30 nowych osób do jakiegoś działu ma cel bardzo podobny do nauczyciela, czy raczej szkoły, która 30 osobową klasę ma czegoś nauczyć. Do tej 'misji’ jeszcze wrócę. Teraz trochę o metodach – i wiadomo, zachowajmy zdrowy rozsądek, że w szkole są dzieci, a w korpo dorośli ludzie, ale chodzi mi o zasygnalizowanie pewnych… w moim odczuciu – absurdów.

Korpo zatrudniając nowego pracownika często wsadza go w 'klasę’ z innymi i poddaje szkoleniom.
Są materiały i jakaś podstawa programowa. Natomiast podstawowym celem jaki ma osoba szkoląca jest nauczyć nowych takich umiejętności, by mogli wykonywać pracę. Brzmi ten cel dla mnie bardzo podobnie do tego jak wyobrażałbym sobie cel szkoły w stosunku do małoletnich.

Jest trochę wykładów, jest masa ćwiczeń, oczywiście są jakieś testy sprawdzające wiedzę. Jest też praca w grupach, rozwiązywanie case study, pytania i odpowiedzi i masa innych kreatywnych mniej lub bardziej metod, które różnicują model jednostronnego wykładu.
Oczywiście jest też ocena, nawet jest ta ocena z testu. Ocena, którą w korpo nazywa się feedback i nie funkcjonuje w skali 1-6, tylko np w skali procentowej. Feedback jest indywidualny. I oczywiście słabe jednostki z korpo wylecą, ale nikt tego nie chce, bo firma nie po to traci czas i pieniądze na rekrutację, żeby ktoś wyleciał. Założenie na wejściu jest takie, że wszyscy mają umieć.

Może moja wypowiedź jest trochę chaotyczna, może uznacie ją za niedorzeczną, ale zaskakują mnie poniższe sprawy, jak sobie porównuję to jak traktuje się dzieci w szkole vs jak traktuje się nowego pracownika w korpo, który też przychodzi nauczyć się pewnych rzeczy.

1. Wszelkie firmy szkoleniowe odchodzą od formy wykładowej. Ostatnio co lepsze odchodzą nawet od formy wyświetlania slajdów prezentacji na ekranie. Liczy się dyskusja, interakcja, wspólna praca – czemu w szkole to się nie zmienia? Lekcja 1. Temat: X

2. Czemu lekcji nie podsumowuje się 5 minutowym „co dziś wyniosłem z lekcji” – wiadomo, dostosowanym do wieku dzieci w szkole, ale to zawsze jest ciekawe podsumowanie.

3. Czemu służy tak naprawdę odpowiedź ucznia przy tablicy? Nie ma takiego mechanizmu w korpo. Odpowiedź przy tablicy produkuje stres i ocenę do dziennika. W korpo przy tablicy jest lider grupy, który przedstawia co wspólnie w grupie opracowali. Jeśli ktoś ma pisać coś na tablicy to zwykle cała grupa pracuje razem, by wymyślić odpowiedź na trudne zadanie. Nikt nie wywołuje niewiedzącego do odpowiedzi bo nie jest celem napiętnowanie i zestresowanie niewiedzącego, tylko wspieranie całej grupy w zdobywaniu wiedzy.

4. Poziom rozmowy – czemu traktujemy dzieci i młodzież szkolną jak kogoś niżej, komu możemy bez szacunku 'nawrzucać’. Ile jest szkoleń dla liderów jak dostarczyć negatywny feedback, wiadomo i tak wiele osób ma z tym problem, a ludzie mają też problem by feedback przyjmować, ale czemu komunikujemy ludziom ich słabe strony ocenami, stresem, złym traktowaniem, a nie rozmową o możliwościach poprawy, słabych stronach które trzeba wzmocnić?

5. Czemu nie pracujemy nad tym by w szkole była dobra atmosfera, by nie kojarzyła się z miejscem, gdzie chodzę za karę, tylko by ciekawość tego co przyniesie dzisiejszy dzień była większa i zwyciężała? Jeśli w korpo jest nuda i zła atmosfera to nikt nie pójdzie tam pracować, a dzieci często nie mają wyboru.

6. I wreszcie – jaka jest misja szkoły, czy rzeczywiście brzmi ona by nauczyć? Czy w jakiś sposób szkoła i jej pracownicy są rozliczani z tego czy nauczyli czy jedynie za to, że dostarczyli materiał? Nie winię tu nauczycieli, raczej system i to jak szkoła jako instytucja jest zorganizowana.

Gdyby zamiast każdej oceny uczeń miał rozmowę z nauczycielem o swoich postępach, a całość zamykałaby się w 3-4 sprawdzianach to czy to nie byłoby lepsze rozwiązanie?

Przepraszam z góry za może lekki chaos wypowiedzi, ale nie spisałem sobie konceptu, tylko wyrzuciłem to co chodziło mi po głowie od jakiegoś czasu.

Zastanawia mnie po prostu dlaczego ludzie dorośli nie widzą potrzeby takiej zmiany właśnie w szkole, bo ewidentnie w innych sferach życia proces uczenia, oceny itd jest zorganizowany inaczej. Często lepiej.
I tłumaczenie, że dzieci muszą się nauczyć radzić sobie ze stresem, że trzeba je zahartować jest niedorzeczne. Dzieci nauczą się tego w innych sytuacjach, nie musi im tego dokładać szkoła. Dorosły zmienia pracę, która generuje codziennie wysoki poziom stresu na taką, w której pracuje się przyjemnie.

I jeszcze raz – rozumiem, że uogólniam pewne rzeczy i absolutnie nie twierdzę, że każdy nauczyciel jest taki, albo każda szkoła taka. Ale pewnie zasada 80-20 będzie bardziej zbliżona :)”

Zapraszamy do dyskusji.

Tekst opublikowany za zgodą Autora. Zachowano styl i język wypowiedzi.

O autorze

Redakcja

1 Komentarz

  • „I tłumaczenie, że dzieci muszą się nauczyć radzić sobie ze stresem, że trzeba je zahartować jest niedorzeczne. Dzieci nauczą się tego w innych sytuacjach, nie musi im tego dokładać szkoła. Dorosły zmienia pracę, która generuje codziennie wysoki poziom stresu na taką, w której pracuje się przyjemnie.” – Myślę dokładnie tak samo. Dlatego irytują mnie komentarze osób dot. edukacji domowej, z których wynika, że dziecko niechodzące do szkoły jest trzymane pod kloszem, nie nauczy się radzić sobie ze stresem itp. itd. Szkoła jest (powinna być) od edukacji, a nie od serwowania dzieciom traumy. W życiu (także dziecka) jest wiele różnych sytuacji, w których musi ono stawić czoła problemom i które uczą go radzenia sobie w sytuacjach stresowych.

Leave a Reply

%d bloggers like this: