Ja wiem, że bliżej nam do Adwentu niż do wielkiego Postu. Ale chciałabym o Krzyżu parę słów… Bo jak się czyta, słyszy i widzi, co się wyprawia… myśli same przychodzą takie, jak na Wielki Piątek.
Fakt pierwszy: kazali policzyć krzyże w szkole. Po co? Żeby było łatwiej potem je zdjąć i mieć pewność, że żaden nie został? Jak to mówiły moje dzieciaki w szkole: „psze pani, to zupełnie bez pojęcia”.
Fakt drugi: ktoś ważny powiedział, że należy usunąć krzyż z gabinetu rektora i z sal wykładowych. Jak to? Po co? Oczywiście, trzeba być otwartym na wszystkie wyznania i należy głosić tolerancję. No, jeśli chodzi o tolerancję… nie, no to inna rozmowa jest, przecież chcemy być „dobrymi obywatelami” Ciekawe, czemu mi to przypomina dawne – niedawne czasy, z sierpem i młotem w tle?
Fakt trzeci: Giewont tak, krzyż na Giewoncie – nie. A komu to przeszkadza? Że za granicą zobaczą i będę drwić, żeśmy tacy zacofani i zaściankowi?
Fakt czwarty: krzyż z Krakowskiego Przedmieścia. Nie rozwijam tego wątku. Wszyscy wiedzą, w czym rzecz.
Fakt piąty i szósty, i kolejne – to te nasze codzienne zmagania o krzyżyk noszony na szyi (albo nie noszony i tak jest lepiej „dla oka”), o krzyże na rozstajach polskich dróg (że niby nie ma ich w planach budowy, to trzeba usunąć), wreszcie o krzyż znaczony ręką na bochenku chleba (ktoś jeszcze o tym pamięta?) albo i o krzyż zwyczajny życia naszego.
Mamy październik. Krzyżyk przy każdym różańcu… niech dodaje nam odwagi.
Leave a Reply