Pewna pediatra mawiała, że najlepszym diagnostą jest matka, potrafi wychwycić takie niuanse i zmiany w zachowaniu dziecka, które nawet lekarzowi mogą wydawać się nieistotne. Bywa jednak, że lekarze wiedzą swoje i na informacje matki nie zwracają większej uwagi.
Pewna znajoma ponad rok nie była w stanie zdiagnozować synka w czołowym polskim szpitalu dziecięcym, bo lekarze uważali, że przesadza. Proponowali jej nawet wizytę u psychiatry. Ot, matka histeryczka. Ona jednak w swoim sercu ciągle czuła, że coś jest nie tak, co więcej nie tylko czuła, ale i to obserwowała. Niestety wyrywkowe badania nie pokazywały tych nieprawidłowości. Koniec końców pojechała z synkiem 300 km, aby zrobić (prywatnie) badanie, niedostępne w czołowej polskiej klinice. Co się okazało? Oczywiście, że od początku miała rację. U synka zdiagnozowano ciężką, nieuleczalną chorobę, a rok opóźnienia w rehabilitacji i leczeniu niestety zaważył na jego życiu, a skutki błędnych decyzji odczuwa do dziś.
Pewnego razu podczas wizyty z dzieckiem u lekarza zaproponowano mi od razu i bez jakichś poważnych objawów antybiotyk. Lekko się zdziwiłam i spytałam, czy nie można jakoś najpierw łagodniej tego potraktować. Pani doktor wielce zdziwiona powiedziała, że daje takie leki, o jakie proszą matki, a te zwykle chcą antybiotyk, ale jak sobie życzę, to da mi coś łagodniejszego. Spytała także, jakie leki sobie życzę…. Zastanawiałam się wtedy, czy jestem u lekarza, który wie co robi i pochyla się nad każdym pacjentem, czy u maszynyny do spełniania zachcianek rodziców, niezależnie od powagi choroby. Moja intuicja tym razem też mnie nie zawiodła, dziecko było zdrowe po kilku dniach (bez antybiotyku).
Innej znajomej panie w przedszkolu zwróciły uwagę, że syn zachowuje się jakoś dziwnie, jest wycofany. Ją w domu nic nie niepokoiło. W końcu nie każde dziecko musi być przebojowym ekstrawertykiem, a niektórym nawiązywanie relacji zajmuje więcej czasu. Zmęczona była ciągłymi uwagami pani oraz sugestiami, że koniecznie trzeba go zdiagnozować, bo coś z pewnością jest na rzeczy. Nie śpieszyła się z tym, czuła , że dziecko jest zdrowe. Wiecie co się wydarzyło? Minęło trochę czasu, zmieniła się przedszkolanka i nagle się okazało, że z dzieckiem jest wszystko w najlepszym porządku.
W ciągu 3 tygodni otrzymałam dwie sprzeczne diagnozy dziecka od 2 różnych lekarzy tej samej specjalności. Oraz, oczywiście, dwie wykluczające się metody leczenia. Żadna nie okazała się skuteczna, a wręcz pogorszyła tylko sprawę. Jako że choroba nie była poważna, zdałam się na własną intuicję i wdrożyłam swój sposób leczenia, który bardzo szybko zakończył chorobę. Nie namawiam tu oczywiście do zaprzestania wizyt lekarskich z chorym dzieckiem, ale bardziej do wsłuchania się w głos własnego matczynego serca. Najlepiej znamy nasze dzieci, wiemy i czujemy, kiedy coś się dzieje i kiedy trzeba zwrócić się o pomoc, czy poradę. Pamiętaj, że najlepszym specjalistą od Twojego dziecka jesteś Ty sama.
Leave a Reply