Niemal każdy ma swoje pamiętne Boże Narodzenie, Wigilię, albo jakieś poruszające wydarzenie z okresu, w którym wspominamy przyjście na świat Jezusa Chrystusa. Miało ono miejsce w dzieciństwie lub dorosłości i pozostało w naszej pamięci na zawsze. Dziś nasza Redakcja chce się podzielić opowieściami o przeżyciach tajemniczych, mistycznych, pięknych i pełnych miłości, które są doświadczeniem każdej z nas.
Mistyczne Boże Narodzenie
Czas Świąt Bożego Narodzenia zawsze jest niezwykły. Dla mnie w jeszcze większym stopniu stał się taki w roku 2003. Z końcem lata urodziła się nasza córeczka. Maleństwo otoczone ciepłem, bezpieczne. Na Mszach świętych przeważnie trzymałam ją na rękach, inaczej śpiewałaby zbyt głośno Nadszedł grudzień, pierwsza Wigilia naszej nowej, trzyosobowej rodziny. Pierwsze Boże Narodzenie. I ja, młodziutka mama z córeczką na rękach w kościele. Kolędy. Zwłaszcza ta, której wcześniej nie słyszałam, śpiewana przez dziecięcą scholę: „W grudniowe noce, w zimowe noce Dziecina Boża z zimna dygoce…” I ja drżałam z poruszenia, a po moich policzkach spływały łzy. Możnaby powiedzieć, że to tylko emocje, nawet rozchwiane hormony tuż po połogu. Ale te Święta i te emocje matki z dzieciątkiem w ramionach otworzyły moje serce na święte wydarzenia sprzed 2000 lat z Betlejem, drogi do Egiptu, życia w Nazarecie. Bóg Człowiek zstąpił z nieba do nędzy, do konieczności ucieczki, ubogiego życia. A Maryja? Matka drżała o swoje Dziecko od żłóbka aż po krzyż. Błogosławione, mistyczne święta AD 2003.
Maria Sowińska
Gość z nieba
Wigilia Bożego Narodzenia nieodmiennie kojarzy mi się z wydarzeniem, które przeżyłam we wczesnym dzieciństwie. Ile mogłam mieć lat? Może cztery. Mieszkaliśmy wtedy w Gdańsku. Kiedy leżałam na parapecie okna, a tata mocno trzymał mnie za nogi, to spoglądając w lewą stronę widziałam brzeg morza i tycie, zamglone statki. Ale tego wieczoru było ciemno, morza z pewnością nie było widać, zresztą wcale o nim nie myślałam. W pokoju malutkiego mieszkania, które zajmowałam z mamą i tatą stała choinka. Skończyliśmy wigilijną wieczerzę, złożoną z potraw, których jeszcze wówczas nie potrafiłam docenić. Siedziałyśmy z mamą w łazience, czekając aż tata wpuści przez okno Anioła, który właśnie odwiedzał nasz dom z prezentami. W końcu zabrzmiał dźwięk dzwoneczka i wbiegłam do pokoju, wypełnionego chłodnym, grudniowym powietrzem. Tata właśnie zamykał okno, a ja w jego rogu przez mgnienie zobaczyłam naszego gościa, a raczej skraj jego lśniąco białej szaty. I nie była to przycięta przez okno firanka.
Wrażenie niezwykłości tej chwili było tak mocne, że przez długie lata wierzyłam mocno w odwiedziny Anioła w naszym domu. Nie dałam się przekonać kuzynostwu, ani koleżankom i kolegom z klasy, że to Mikołaj przynosi prezenty lub kupują je dorośli. Bo ja WIDIZAŁAM Anioła. Potem się oczywiście dowiedziałam, skąd te podarki pod choinką, chociaż cały czas kłóciło się to z moim doświadczeniem.
Teraz, po tak wielu latach, dalej jestem pewna, że spotkało mnie wówczas coś niezwykłego. Myślę, że małe, niewinne dzieci wcale nie tak rzadko mają łaskę widzenia lub odczuwania rzeczy, które umykają zmysłom dorosłych. Więc kiedy dziecko opowiada Wam jakąś – z Waszego punktu widzenia – nieprawdopodobną historię, to nie wkładajcie jej od razu między bajki. Zresztą, czyż bajki nie opowiadają prawdy o świecie?
Niech w to Boże Narodzenie odwiedzą Wasz dom dobre Anioły.
Marta Dzbeńska-Karpińska
Boże Narodzenie w moim rodzinnym domu spędzaliśmy we trójkę. Nie mam niestety rodzeństwa, więc krąg osób był mocno ograniczony. Było tradycyjnie, obowiązkowo karp w galarecie i kompot z suszu. Ktoś z domowników „był” świętym Mikołajem i rozdawał prezenty.
Najbardziej utkwiła mi głównie pierwsza małżeńska Wigilia, spędzona tylko we dwoje. Pomyśleliśmy, że skoro tworzymy od kilku miesięcy nową rodzinę to chcemy podkreślić nasze wyjście z domu rodzinnego i być tylko we dwójkę w wigilijny wieczór. Rano pojechaliśmy z życzeniami do jednych i drugich rodziców. Wieczorem nakryliśmy stół, ustawiliśmy na nim dwanaście potraw i zasiedliśmy do Wigilii. Potem mąż wyjął gitarę i śpiewaliśmy kolędy. Kolejne święta spędzaliśmy już z rodzicami, ale ta pierwsza Wigilia była na tyle ważna, że zaznaczyliśmy swoją odrębność jako rodzina i uniknęliśmy wieloletniego spędzania świąt raz u jednych rodziców, raz u drugich, a nigdy u siebie. Dzięki temu mogłam poczuć się panią domu. Teraz, po kilkunastu latach, święta są zwykle u nas i są na nich obecni, poza nami i naszymi dziećmi, dziadkowie i kuzynka z mężem. Mąż prowadzi modlitwy z rytuału rodzinnego, dzielimy się opłatkiem, śpiewamy wspólnie kolędy, a mąż przemyca niepostrzeżenie prezenty pod choinkę.
Anna Brzostek
Wyjątkowe wydarzenie
Czas świąteczny to czas oczekiwania i radości, zwłaszcza kiedy jest się dzieckiem. Pamiętam, że jak byłam mała, to oczekiwanie na Boże Narodzenie było dla mnie czymś wyjątkowym. Choinkę dekorowaliśmy w Wigilię, bo tata kupował ją zawsze na ostatnią chwilę. W domu pachniało pysznymi potrawami, znad mebli unosił się zapach pasty Fornir (jak ja nie lubiłam wcierać tego w meble, fuj 🙂 ). Czułam wyjątkowość, która nas otaczała. Życie nagle zwalniało, oczywiście oprócz mojej mamy, próbującej zdążyć ze wszystkim na czas.
Jako kilkuletnia dziewczynka siadałam często jak najbliżej choinki, z nadzieją, że może uda mi się spotkać świętego Mikołaja. Do dziś pamiętam jak w którąś Wigilię okno balkonowe, którego nikt wcześniej nie ruszał, bo przecież wówczas okna były dodatkowo uszczelniane na zimę i zamknięte na amen, nagle samo się otwarło… Dla mnie to było niezwykłe wydarzenie. Wierzyłam, że to sam Mikołaj otworzył okno.
Photo by Robert Thiemann on Unsplash
Leave a Reply