Święci to nie bohaterowie produkcji science-fiction a prawdziwi ludzie. Niezwykli, bo przebywający przy Przenajświętszym, a jednocześnie obcujący z nami!
Dziś w to radosne święto chcemy się z Wami, Drodzy Czytelnicy, podzielić sposobem obecności świętych patronek w naszym życiu.
Anna Brzostek: Moją ukochaną świętą, której wiele zawdzięczam jest św. Faustyna. Lektura Dzienniczka była momentem zwrotnym w moim życiu. Jest mi bardzo bliska i jest dla mnie przykładem pokory, cichości, podążania drogą Bożą pomimo trudności. Myślę, że moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej, gdybym kiedyś, przez przypadek, nie dostała od kogoś Dzienniczka, który wtedy wydał mi się jakąś „nawiedzoną” książką dla starszych pań. Jednak kiedy zaczęłam go czytać, nie mogłam się oderwać i czytałam go nieustająco przez kilka dobrych lat. Teraz zresztą też do niego lubię wracać.
Moja patronką jest św. Anna, mama Maryi, babcia Pana Jezusa. Nie mam do niej jakiegoś szczególnego nabożeństwa, imię dostałam po swojej prababci. Wiele lat nie wiedziałam nic o świętej Annie. Chciałabym, by nasze dzieci były świętymi na wzór Maryi i żebym ja była kiedyś taką babcią jak św. Anna: cichą, pokorną, mądrą i dobrą, słuchającą i będącą trochę z boku, umiejącą wydobyć to co dobre.
Marta Dzbeńska-Karpińska: W niebie mam niejednego przyjaciela. Od dzieciństwa czczę św. Antoniego, od niedawna św. Michała Archanioła. A Najświętsza Maryja Panna to temat na oddzielny tekst, a może poemat? Są też inni święci, do których się zwracam. Ale chcę napisać o tej, która jest bardzo blisko mnie, w orbicie mojej codzienności. To święta Marta.
Z moją patronką na ogół rozmawiam w kuchni. „Marto, proszę pomóż mi, żebym się ze wszystkim wyrobiła, zdążyła na nabożeństwo i nie chodziła skrzywiona ze zmęczenia” – prosiłam ją kiedyś uwijając się przy garnkach w Wielką Sobotę. Nie wiem jak, a w zasadzie wiem, ale czas cudownie się rozmnożył i udało mi się wszystko ugotować, upiec, przygotować, a potem wskoczyć w sukienkę, zrobić włosy, make-up i pod ramię z eleganckim mężem i dziećmi zdążyć na wielkosobotnią liturgię. A wszystko to w spokoju i z uśmiechem na twarzy.
Święta Marta, przyjaciółka Jezusa, szykowała z miłością i z miłości dobre jedzenie, żeby sprawić przyjemność swemu Panu. Jezus to doceniał, „miłował Martę” jak mówi Ewangelia, dobrze czuł się w jej domu. I wcale nie deprecjonował kuchennych prac swojej gospodyni. Podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej nasz przewodnik, znany biblista, wyjaśnił że św. Hieronim pisząc Wulgatę, czyli tłumaczenie oryginałów Ewangelii z greki i hebrajskiego na łacinę, zmienił wypowiedź Jezusa zapisaną w Ewangelii św. Łukasza: „Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona”. W greckim oryginale jest słowo inną. Jak to teraz brzmi: „Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała inną cząstkę, której nie będzie pozbawiona”? Inaczej, prawda?
Ale święta Marta jest dla mnie przede wszystkim kobietą wiary tak głębokiej, że, podobnie jak Abraham, uwierzyła nadziei wbrew nadziei. To ona, a nie Maria, wybiega naprzeciw Jezusowi zdążającemu do domu rodzeństwa po śmierci Łazarza i mówi: „Panie, gdybyś był tutaj, mój brat by nie umarł. Lecz nawet teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o co tylko Go poprosisz”. Odsuwają kamień od grobu, mimo, że ciało złożone tam przed trzema dniami „już cuchnie” jak zdroworozsądkowo zauważa Marta. Wychodzi Łazarz, świadkowie tego wydarzenia nawracają się. A Marta? Pewnie biegnie do kuchni, żeby przygotować posiłek dla zdrożonego Mistrza i jego uczniów oraz Łazarza, który od trzech dni nic nie miał w ustach…
Święta Marto, módl się za mną, żebym swoje codzienne domowe zajęcia wykonywała z miłości i z miłością oraz abym miała wiarę tak głęboką, żeby nikt i nic nie pozbawiło mnie zaufania do Pana Boga.
Maria Sowińska: Najświętsza Maryja Panna Matka Pięknej Miłości to moja patronka.
Ten tytuł Matki Bożej kojarzy mi się z latami dzieciństwa i ufnej miłości do Mamusi. Pamiętam Jej wizerunek w drewnianym kościółku z niebieską wieżą na Tarchominie. Zapach kadzidła, piękne kwiaty i śpiewane nabożeństwa majowe.
Jako żona i matka uciekam się do Maryi w trudach codzienności. Ona powiła Dziecię w stajni, uciekała do Egiptu, zamartwiała się o zagubionego w drodze do Jerozolimy Jezusa- wiem, że rozumie moje małe i większe troski. Ufała Bogu, ale też oddawała się pod opiekę Swojego męża.
W ostatnim czasie, przeżywając ból utraty dzieciątka, przytulam się do Niej, Matki Bolesnej stojącej pod krzyżem Syna.
Często myślami wracam do fragmentu Ewangelii opisującego postawę Maryi wobec świętej Elżbiety. Sama będąc brzemienną ruszyła w trudną drogę i służyła krewnej. Nie myślała o własnej wygodzie, niebezpieczeństwie, bo chciała być tam, gdzie jest potrzebna.
Maryjo, dziękuję Ci, że znasz i kochasz Swoje dzieci, nieustannie nam towarzyszysz i wstawiasz się za nami. Dziękuję, że uczysz nas mówić „Tak” Bogu i bliźnim.
Foto: pixabay.com
Leave a Reply