Gdy zbliża się 31 października w mediach społecznościowych po katolickiej stronie trwa dyskusja o tym, co zrobić z dziećmi tego wieczoru – i to zarówno własnymi (jakieś pomysły na zabawę) i cudzymi (dawać te cukierki, czy nie). Czasem są to całkiem poważne dylematy, szczególnie gdy się mieszka na dużym osiedlu i jest jedyną rodziną, która nie świętuje Halloween. Bycie outsiderem nie jest łatwe ani dla dzieci, ani ich rodziców.
Nasza czteroosobowa (mamowa) redakcja ma bardzo różne doświadczenia w tym temacie. Połowa z nas po prostu 31 października nie obchodzi, kładzie się wcześnie spać i 1 listopada rano wyrusza z całą rodziną na groby bliskich. Połowa ma swoje „kontrkulturowe” doświadczenia i poniżej się nimi dzieli.
***
Chciałabym, żeby 31 października nie kojarzył się dzieciom jedynie z zakazanym Halloween, podczas którego wszyscy inni świetnie się bawią. Zatem pewnego ostatniego październikowego wieczoru i my bawiliśmy się DOBRZE, bo jako święci. Mąż nie mógł się zwolnić z pracy, więc sama z trójką dzieci wybrałam się do sąsiedniej dzielnicy na część pochodu i bal wszystkich świętych. Mieli 10, 3 i pół i 1 i pół roku. Niełatwo było przygotować tę eskapadę. Ale na jej wspomnienie do tej pory (po 9 latach) wzruszam się i uśmiecham.
Najstarsza córeczka sama przygotowała strój św. Weroniki i stworzyła piękną chustę z obliczem umęczonego Pana Jezusa. Średni syn bardzo chciał być Dawidem i mieć mieć procę. 🙂 Po konsultacjach teologicznych jego pragnienie zostało spełnione. Natomiast nasz maluszek stał się sławny! Pisano o nim w gazecie. Był po prostu niezwykle rozczulającym św. Maksymilianem w pasiaku ze spodni od piżamy i eleganckiej koszuli brata w niebieskie paski opatrzonej numerem 16670. Poruszeni księża robili sobie z nim zdjęcia.
Od tamtej pory po naszej podłodze skacze o trzech świętych więcej. 😉
Musimy powtórzyć takie spędzenie Wigilii Wszystkich Świętych!
Maria
Któregoś października, w początkach mody na Halloween w Polsce, uzdolniona plastycznie ciocia przyniosła moim dzieciom bardzo precyzyjnie wydrążoną dynię ze świeczką w środku. Jeszcze tego samego wieczoru zajrzeli do nas sąsiedzi i od razu natknęli się na wyszczerzoną w złowieszczym uśmiechu ozdobę, ustawioną w korytarzu. Mieli bardzo zdziwione miny. Zaczęliśmy zastanawiać się, co możemy zaproponować naszym dzieciom w miejsce biegania po sąsiadach i proszenia o cukierki (głównie na tym i na „rzeźbieniu w dyniach” opierała się wówczas polska wersja anglosaskiego święta duchów). I tak zorganizowaliśmy w naszym mieszkaniu pierwszą o jakiej słyszałam Wigilię Wszystkich Świętych. Taką małą, na dwie rodziny. Byliśmy prawdziwymi prekursorami, bo nikt jeszcze wówczas nie organizował ani balów Wszystkich Świętych, ani pochodów dzieci przebranych za świętych, nie było żadnego Holy Weens, żadnych alternatyw dla atrakcyjnego Halloween.
Na naszej małej imprezie były przysmaki dla dzieci i dorosłych i różne gry towarzyskie, wśród których zupełną nowość stanowił konkurs wiedzy na temat swojego świętego patrona, w którym brali udział i mali i duzi. Było wesoło, mieliśmy pod dostatkiem cukierków (a dorośli sałatek), natomiast wiedza na temat patronów okazała się bardzo przydatna podczas balów Wszystkich Świętych, kiedy dzieci poszły do katolickiej szkoły. 🙂
Marta
Foto: hudsoncrafted z Pixabay
Mimo wszystko nie przemawia do mnie ta idea. Bawić się i imprezować można przy tylu okazjach w ciągu roku. Te dni powinny być jednak inne, upłynąć na zadumie i modlitwie za zmarłych. Lepiej posprzątać z dziećmi groby, zwłaszcza te opuszczone.