Co robić, gdy życie rodzinne przypomina karnawał w Wenecji – wszyscy noszą maski, ale nikt się dobrze nie bawi?
Jest czysto (czasem wręcz sterylnie), wszystko błyszczy, gospodarze mili, zachowanie dzieci poprawne aż do perfekcji – a mimo to niemal natychmiast wyczuwamy, że coś tu nie gra, domownicy grają, nie są sobą. I choć mieszkanie dogrzane, a w oknach śliczne firanki, to wieje obcością i chłodem.
Rodzice ciężko pracują; praca pochłania ich niemal bez reszty. Wiadomo: trzeba zaspokoić podstawowe potrzeby, spłacać raty kredytów, od czasu do czasu pozwolić sobie na odrobinę luksusu („bo jesteś tego warta”, „bo to jest marka prawdziwego mężczyzny”…). Powrót z pracy, późny obiad; szybko, szybko, bo jeszcze trzeba zawieźć dzieci na dodatkowe zajęcia, trochę posprzątać, nadrobić zaległości w ogródku… Uff… Wreszcie wieczór i można zapaść w fotel, wziąć do ręki książkę, włączyć telewizor, pobuszować w Internecie… I byłoby tak pięknie, gdyby nie dzieci.
Zawracają głowę jakimiś bezsensownymi zadaniami z matematyki, z którymi same sobie nie radzą, bzdurnymi opowiastkami o jakiejś Kasi, która ma bardziej wypasiony smartfon, mówią o strachu przed wyśmianiem przez klasę, bo twarz szpecą pryszcze… Głowa pęka od tego wszystkiego. Jeszcze trzeba podpisać klasówkę z fizyki. „Co? Czwórka? A dlaczego nie piątka? Przecież ty nie masz nic innego do roboty, tylko naukę. Mało jeszcze pieniędzy pompujemy w ciebie – w te wszystkie dodatkowe kursy, korki, treningi?”.
Udręczonych rodziców ogarnia rozżalenie: „Dlaczego z naszymi dziećmi tyle kłopotu? Przecież robimy wszystko, aby zapewnić im jak najlepszą przyszłość, stwarzamy wspaniałe warunki do rozwoju, spinamy się, od ust sobie odejmujemy”. A skoro tak się dla was poświęcamy, nie chcemy słyszeć o żadnych kłopotach, potknięciach, porażkach, rozterkach, wątpliwościach. Ma być dobrze, bezproblemowo – i już!
I tak umęczeni codziennymi obowiązkami rodzice, znerwicowane dzieci pnące się mozolnie ścieżką „kariery” szkolnej wpadają w pułapkę. Przyjmują styl życia oparty na wzajemnym warczeniu na siebie, strofowaniu, upominaniu, szukaniu dziury w całym, a przede wszystkim – na ukrywaniu swoich prawdziwych odczuć, marzeń, pragnień. Rodzinne życie jako żywo przypomina karnawał w Wenecji – wszyscy noszą maski. Jest jednak podstawowa różnica: nikt się dobrze nie bawi.
Jak uniknąć tej karykatury życia rodzinnego? Jednym z rozwiązań jest następująca wskazówka: „Prowadźcie życie atrakcyjne i radosne”.
Zamiast stęchłej atmosfery wzajemnych pretensji – dużo śmiechu i humoru. Zamiast telewizji oglądanej, jak leci – wspólnie obejrzany i przedyskutowany film (ciekawy, a nie równie dydaktyczny, co… nudny). Zamiast zamykania się każdy w swoim pokoju, kącie, świecie – wspólnie rozegrana partyjka „Scrabble’a” lub „Dixit”. Zamiast pretensji o czwórkę z polskiego – cierpliwe wysłuchanie, co się udało, a co nie wyszło, i docenienie włożonego wysiłku. Zamiast przystrzygania nożyczkami trawnika – wyprawa rowerowa połączona z piknikiem nad rzeką. Zamiast kolejnego odcinka „Wspaniałego stulecia” – wyjście do kina, na kręgle, wystawę, koncert, ślizgawkę. A w wakacje obowiązkowo wspólna wędrówka po górach, budowanie ogromnych zamków z piasku na nadmorskiej plaży, spływ kajakowy, odkrywanie, że „piękna nasza Polska cała”, a i za granicą też jest uroczo…
Nagrodą będzie wspaniała nić porozumienia, przekonanie, że z grubsza wiemy, co gra w duszy dziecka, poczucie spełnienia w ojcostwie, macierzyństwie, w bonusie zaś – uniknięcie rozczarowań i wzajemnych zadrapań, kiedy przyjdzie trudny wiek dojrzewania, a ostatecznie – dojrzała, mocna relacja, kiedy dzieci wypłyną samodzielnie na szerokie wody dorosłego życia.
Artykuł ukazał się w magazynie „Tak Rodzinie”
Photo credit: Foter.com
Leave a Reply