Jak wyglądały najstarsze wizerunki Zbawiciela i czy zachowały się do dzisiaj? Na ile były wiarygodne? Współczesnych świętych nie musimy sobie wyobrażać – mamy fotografie, nagrania i filmy. Chociaż Chrystus, Matka Boża czy Apostołowie urodzili się w czasach, gdy sztuka portretowa kwitła, nie mamy wizerunków malarskich, o których możemy powiedzieć z całą pewnością, że są ich wiernymi portretami.
W społecznościach żydowskich obowiązywał biblijny zakaz przedstawiania Boga i wszelkich żywych stworzeń. Skoro tak, dlaczego chrześcijaństwo od nich nie stroni i czy nie zadawano sobie pytania o ich zasadność? Okazuje się, że to co wydaje nam się dzisiaj czymś naturalnym, budziło niegdyś wielkie emocje, a nawet wywoływało konflikty.
Wiemy, dzięki archeologii, że judaizm w obrębie kultury helleńskiej tworzył wyobrażenia scen biblijnych (np. freski z synagogi w Dura Europos). Chrześcijaństwo, mimo początkowej nieufności do sztuki, łączonej z kultami pogańskimi, obejmując tereny grecko-rzymskie coraz bardziej oswajało sztukę.
Około III i IV wieku pojawiają się najbardziej znane wizerunki Chrystusa z katakumb, w rzeźbie Jego wizerunek wykuwany jest na płytach sarkofagów. Jest to zazwyczaj Młodzieniec, w tunice, bez brody, z krótkimi włosami, różny od obrazu, który dzisiaj znamy. Stało się tak, gdyż sztuka korzystała z wzorców antycznych, bo tylko one nie były jej obce. Wizerunek Chrystusa z brodą i długimi, ciemnymi włosami pochodzi ze Wschodu i jest on łączony z najstarszymi ikonami oraz relikwiami. Malarstwo katakumbowe – charakterystyczne dla Rzymu i uznawane za najstarsze, nie było jedyną sztuką tamtego okresu.
Skąd wiemy, że od najwcześniejszych czasów chrześcijaństwa wyobrażano świętych? Z pomocą przychodzi nam tradycja, np. antyczne zwyczaje sporządzania portretów trumiennych, bardzo popularne i pełniące funkcję pamiątki po bliskiej osobie, oraz relacje pielgrzymów, np. do Ziemi Świętej oraz innych sanktuariów, w których pielgrzymi opisują swoje spotkania z obrazami – głównie Chrystusa, jako że właśnie one znajdowały się w centrum zainteresowania i budziły ogromne emocje. Wśród nich znajdowały się ikony określane jako „namalowane za życia Pana”, obrazy namalowane przez św. Łukasza (uważanego za artystę czynnego za życia Matki Bożej i Chrystusa) oraz cudowne obrazy „nie ręką ludzką uczynione” – powstałe w wyniku boskiej interwencji lub w zetknięciu się z obliczem Jezusa. Na temat tych pierwszych zachowały się zaledwie opisy, możemy się tylko domyślać ich wyglądu. Z osobą św. Łukasza wiązano zaś głównie wizerunki Matki Bożej (która bywała na początku przedstawiana wg. mody rzymskiej, z odkrytą głową, kolczykami etc., dość szybko zaczął dominować jednak wariant znany nam z dzisiejszych wizerunków).
Trzeci rodzaj przedstawień, tzw. acheiropoieta – obrazy nie ręką ludzką uczynionych, powiązany był z licznymi legendami. Najsilniej umożliwiał spotkanie z sacrum, a częściowo także dawał odpowiedź na pytanie: dlaczego i jak mamy przestawiać Chrystusa? A było ono palące dla wielu ówczesnych umysłów, z ogromną siłą powracało wraz z herezjami, uznawanymi za chrystologiczne. Np. św. Epifaniusz z Salaminy pytał, skąd wiadomo, że Chrystus nosił długie włosy i jaką możemy mieć pewność, że ikona nie jest odzwierciedleniem fantazji artysty? Mimo krytyki sztuka religijna rozwijała się bardzo szybko, co poprzedziło wybuch jednej z największych herezji w dziejach Kościoła na Wschodzie – ikonoklazmu – gdy wizerunki niszczono masowo. Herezja ta, jak się dzisiaj przypuszcza, zaprzeczała przede wszystkim Człowieczeństwu Chrystusa, a czciła Bóstwo, którego przecież nie można namalować. Ikonoburstwo pojawiło się też na Zachodzie – najsilniej w herezji protestantyzmu.
Część najstarszych wizerunków uniknęła niszczącej ręki ikonoklasty i upływu czasu. Należą do nich przede wszystkim ikony, znajdujące się dzisiaj w Rzymie i czczone tam zapewne od momentu powstania. Do najbardziej znanych należy ikona Chrystusa z kaplicy Sancta Sanctorum bazyliki św. Jana na Lateranie – powstała ok. 600 r. i ikona Salus Populi Romani z bazyliki Santa Maria Maggiore (VI w.). Obie ikony były wyjątkowo czczone, zaś 15 sierpnia (do 1566 r.) „spotykały się” podczas świątecznej procesji, z czasem rozbudowywanej o „spotkania” z innymi obrazami, które miał namalować św. Łukasz.
Idea, że św. Łukasz był czynnym artystą za życia Chrystusa jest jedną z najpowszechniejszych w chrześcijaństwie. Najsilniej zaś łączona była z jednym z najważniejszych starożytnych i średniowiecznych wizerunków: ikoną Matki Bożej Hodegetrii, przechowywanej w Konstantynopolu (o jej znaczeniu i przypisywanej jej mocy świadczyć może fakt, że po zdobyciu Konstantynopola w 1454 roku Turcy mieli zniszczyć ikoną, siekąc ją na kawałki). Do największych jednak świętości na Wschodzie należał Mandylionu – relikwia chusty Chrystusa, w którą miał wytrzeć Swoją Twarz i przez to odcisnąć Swoje Oblicze. Została przeniesiona w X w. do Wielkiego Pałacu Cesarskiego Konstantynopola przez ces. Konstantyna Porfirogenetę. Według legendy podczas prześladowań ikonoklazmu była ukryta w zamknięciu, a po jej wyjęciu okazało się, że Oblicze Chrystusa odbiło się na kamiennych drzwiczkach od schowka. Był to więc widomy znak, że nie tylko Zbawiciel pozostawił nam swój wizerunek na chuście, ale także w cudowny sposób ukazał, że można go kopiować. Co ciekawe, niektórzy identyfikują mandylion z chustą, inni zaś całunem turyńskim, którego historia przed XIV wiekiem jest owiana tajemnicą – późniejsza zaś, głównie badania naukowe szukające odpowiedzi na jego autentyczność lub próbujące udowodnić fałszerstwo ukazują, że od czasów antycznych człowiek ciągle poszukuje „prawdziwego” wizerunku Chrystusa – a pośrednio Jego samego.
Nieźle się zaczyna, a co dalej?