Relacje

Dlaczego chcę przebaczyć?

Przebaczenie jest procesem, bo emocje mogą nieraz czasem trzymać przez długi czas. Trzeba wielokrotnie je podejmować, mimo powracających negatywnych emocji. Nie muszę go czuć, ponieważ to decyzja, akt woli. Chcę przebaczyć temu człowiekowi, to konkretne zło. Poprzez podjęcie tego aktu moje serce otwiera się na działanie Boga, który jest Miłością. Właśnie On uzdalnia mnie do przebaczenia, a nawet do kochania swoich prześladowców. Uzdrawia, uwalnia.

Przebaczam – to znaczy, że nie uciekam dłużej o swojego bólu, nie neguję, nie udaję że nic się nie stało. Pozwalam mu się w końcu wylać, nieraz po długim czasie, kiedy go ukrywałem, żyjąc przez to w ciemności, zgorzknieniu, niewdzięczności. Otwieram się na pokój, światło, wdzięczność. Pozwalam płynął łzom, pozwalam, aby ból wybrzmiał.

Przebaczam – to znaczy, że dopuszczam do swego zranienia Boga, bo tylko On może mnie zrozumieć w sytuacji Krzyża. On trwał przy mnie, kiedy byłem raniony, porzucony, oszukany, wykorzystany, skrytykowany. Dlaczego? Bo On sam był bity, oczerniany, dręczony, wyśmiewany. Mogę doświadczyć tajemnicy cierpienia w bliskości z moim najlepszym Przyjacielem.

Przebaczam, bo wiem, że osoba która mnie skrzywdziła jest moim bratem, siostrą w Chrystusie i chcę ją kochać miłością Bożą. Przywracam tej osobie godność w swoich oczach. Jest dla mnie nadal wartościowym człowiekiem, pomimo tego co zrobiła, jak się zachowała. Chcę, aby trwał między nami pokój, a nad naszym gniewem nie zaszło słońce.

Przebaczam, bo sam proszę Boga o przebaczenie moich win za każdym razem, gdy modlę się słowami: Przebacz nam nasze winy jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili. Staję w pokorze, uświadamiając sobie że również jestem złoczyńcą, grzesznikiem, zadaję innym cierpienie. I dalej – wypełniam nakaz Jezusa, który mówi abym przebaczał siedemdziesiąt siedem razy, gdy ktoś wykroczy przeciwko mnie. Poza tym, Mistrz ostrzega mnie, że jeśli nie przebaczę ludziom, i Ojciec nie przebaczy moich przewinień. Byłbym hipokrytą, prosząc Boga o odpuszczenie grzechów, nie chcąc jednocześnie przebaczyć swemu bliźniemu. Zupełnie jak w przypowieści o królu darującym długi swoim poddanym.

Przebaczam, bo chcę się stać wolnym człowiekiem. Nieprzebaczenie sprawia, że żyję w więzieniu, jestem przywiązany niczym na łańcuchu. I nawet, jeśli nic już mnie po ludzku nie łączy z tym człowiekiem, to przez fakt nieprzebaczenia często nieświadomie podtrzymuję urojoną relację z nim. Staję się niewolnikiem swoich wspomnień, zranień, żalu.

Przebaczam, bo prawdopodobnie osoba, która mnie zraniła sam była zraniona, odrzucona. Nie potrafi dojrzale kochać. Próbuję ją zrozumieć, nie oceniam, nie przeklinam. Zamiast tego błogosławię ją, przywołuję nad jej życiem obecność Bożą. Pochylam się z łagodnością i troską nad biedą tego człowieka.

Dziękuję Bogu za to doświadczenie, za tę osobę. Bo dzięki temu mogłem dowiedzieć się, jak wiele muszę jeszcze w sobie poprawić, jak wiele obszarów w moim sercu potrzebuje uzdrowienia. Dowiaduję się, jakim jestem egoistą, że nie potrafię zaufać, nie potrafię kochać, jestem niecierpliwy, mam w sobie mało łagodności, dobroci, opanowania, że poddaję się smutkowi, zazdrości. Dociera do mnie, jak jestem pyszny i jaki ze mnie marny chrześcijanin. Poznaję prawdę o sobie i ona mnie wyzwala.

Dziękuję, bo dostrzegam, że tacy ludzie mogą czasem bardziej pociągnąć mnie do Boga niż przyjaciele. Wówczas moi prześladowcy stają się dla mnie skarbem, a to doświadczenie – łaską, możliwością objawienia się we mnie chwały Zmartwychwstałego. Zaczynam się przecież więcej modlić, wzrastam w pokorze, zaufaniu, poznaję prawdę o sobie. Cieszę się, że mogę zginąć w swojej pysze, egoizmie, zakłamaniu, że stary człowiek może we mnie umierać. Wołam razem z Apostołami; Biegnijmy umrzeć z Nim! Bo najbardziej chcę chlubić się z moich słabości, gdyż ilekroć nie domagam, tylekroć jestem mocny. Jestem mocny mocą Jezusa, dopiero kiedy stanę się jak dziecko – bezbronny, szczery, wtulony w ramiona miłującego Ojca – wtedy wszystko mogę, bo On mnie umacnia, Amen!

O autorze

Kamil Urbański

Z zawodu chemik, z natury romantyk, z wyboru katolik. Uwielbia tańczyć bachatę, tango argentyńskie czy taniec użytkowy. Zdarza mu się modlić, grając przy tym na gitarze. Nie wyobraża sobie życia bez zaangażowania. Najlepiej - na rzecz Kościoła. Interesuje się związkami (nie tylko chemicznymi), psychologią czy duchowością. Do jego najważniejszych życiowych wartości należą: wiara, czystość, rodzina, przyjaźń, wolontariat.

Leave a Reply

%d bloggers like this: