Wczoraj, jak zresztą zwykle, ekipa DD udała się na mszę św. do swojej parafii na uchodźstwie, czyli do Dominikanów na Służewie. Podczas homilii, ojciec Norbert Oczkowski, podzielił się swoim doświadczeniem z konfesjonału. Dosyć często, podczas słuchania spowiedzi, zdarza mu się usłyszeć, że rodzice (zarówno matki jak i ojcowie) obwiniają siebie o to, że ich dzieci odeszły z Kościoła – pomimo religijnego wychowania, dobrego środowiska, wszelkich starań. To jest doświadczenie bliskie Mamie, bo do niej też przychodzą ludzie z tym samym bólem.
Ojciec Oczkowski wypowiedział w tym kontekście pewną bardzo ciekawą uwagę, która – Mamy zdaniem – może rzucić sporo światła w kierunku wyjaśnienia niektórych przyczyn tego zjawiska, a ma szansę też spróbować mu zapobiec. Otóż dobrze by było, żeby rodzice, którzy robią wszystko, żeby ich dzieci nie tylko zostały w Kościele, ale też odnalazły w nim swoje miejsce, regularnie zadawali sobie pytanie, czy w naszym domu, w naszych wychowawczych zmaganiach, staramy się zachować atmosferę wolności? Czy twoje dziecko, mamo czy tato, może przyjść do ciebie i powiedzieć, że ma trudności z wiarą? Czy tworzysz przestrzeń dla takiej intymności? I czy twoja odpowiedź na takie pytanie byłaby pełna empatii czy nerwów? Spokoju czy szukania winnych wśród najbliższego otoczenia dziecka (- Na pewno ta Julka ma na ciebie zły wpływ! Wystarczy popatrzeć, jak się ubiera i czego słucha! Nie mogłabyś spotykać się z tą Kasią z oazy? Mogłybyście razem chodzić na spotkania, tam takie fajne dziewczyny przychodzą!) Czy razem z mężem tworzycie dobry wzorzec chrześcijański – czy istnieje między wami dobra komunikacja, pełna szacunku i czułości? Czy wasze dzieci nie muszą rywalizować o wasz czas ze wspólnotą czy grupą modlitewną? Czy wasze dzieci są pierwszym obiektem waszych starań, czy raczej koniecznością, która przeszkadza wam realizować wasz plan ewangelizacyjny?
Te pytania można by oczywiście mnożyć i uszczegóławiać, ale Mama ma nadzieję, że nie ma takiej potrzeby. Wiara jest łaską, ale łaską skierowaną do konkretnej osoby. Jest zaproszeniem do bliskości z Bogiem, na które każdy człowiek musi odpowiedzieć sam. Ludzkie serce jest tajemnicą. Każde dziecko jest tajemnicą. Pan Bóg działa zawsze. Nie gorszy się, nie obraża, nie czeka na lepszy moment. Jest przy naszych dzieciach tam, gdzie nas nie ma i wie o nich to, czego my nie wiemy. Nie jesteśmy zbawicielami naszych dzieci, to miejsce jest już szczęśliwie zajęte. To, co musimy robić to ufać, że On sobie poradzi, tam, gdzie my zawiedliśmy.
Bądźmy jak Tobiasz – chociaż sami jesteśmy słabi i ślepi, to z ufnością wypuśćmy nasze dzieci w drogę, bo naprawdę towarzyszy im dobry anioł. Już On o to zadbał.
Leave a Reply