Relacje

Nie martwić Babuni

Chciałabym tylko zwrócić uwagę na człowieczeństwo ludzi starszych, czyli traktowanie ich nie jak nieporadne dzieci, ale jak ludzi dorosłych.

Nie tak dawno, w gronie rodzinnym, oglądaliśmy amatorski filmik z ostatnich naszych wakacji. Teraz takie pamiątki są na porządku dziennym, to rzecz powszednia. Zdjęcia ogląda się na ekranie telewizora, tak jak filmy najczęściej w Boże Narodzenie lub Wielkanoc. Nie można przytulić do serca fotografii ukochanej czy ukochanego, bo jest ona zakodowana w aparacie, a to naprawdę nie to samo.

Otóż po serii pluszczących się w morzu wnuków kamera uchwyciła zanurzanie się w wodzie jakiegoś czarnego wieloryba. Prychnięcia, wzdragania, okrzyki strachu przed zimną wodą, jakieś mimowolne ruchy. Widownia pokładała się ze śmiechu. Kto to, aż kto, był powodem tej rodzinnej uciechy?

No cóż, to byłam ja. W pełnym pływackim rynsztunku – czepek, okulary, czarny kostium pływacki z kolarkami. Mam zwyczaj zanurzać się stopniowo, i bardzo powoli wchodzę do zimnej wody naszego morza, aż sięga ramion. Taki mam system. Potem dopiero zanurzam głowę, i zaczyna się pływanie właściwe. Widzowie tego mojego zanurzania komentowali je wśród wybuchów śmiechu, aż po moment, gdy na powierzchni wody ukazały się moje blade pięty. „No, jednak oderwałaś nogi od dna” – to był cały komentarz. I – koniec sekwencji. Dalej znowu – baraszkujące dzieci. A ja? Nikt nie widział, jak pływam „naprawdę”, w wodzie „bez dna”, na plecach i krytą żabką, jak chowam się pod wodę cała z głową odważnie walcząc z falami. Został w pamięci widzów, utrwalony po wsze czasy, tylko ten mój obraz nieporadnego i żałosnego zanurzania się, i śmiech który zawisł w powietrzu. Tak nas widzą, i tak nas opisują. Nas, czyli osoby w pewnym wieku, po prostu – osoby stare.

Nawet wśród najbliższej i najukochańszej rodziny określenie „senior” czy „seniorka” wcale nie brzmi dumnie, ale raczej śmiesznie. Bo co tam dziadzio czy babunia mogą wiedzieć o życiu? Wcale go nie znają. A czasami idzie się jeszcze dalej – i spotykamy takie filozofie rodzinne, jak ta, że po co o wszystkim informować babcię, lepiej niech się staruszka nie denerwuje. Niech sobie żyje w głębokiej nieświadomości.

W ten sposób babcia nagle ląduje na aucie, na aucie życia rodzinnego.

Oczywiście nie chcę tu nikomu wymawiać prawa do spokojnej, bezstresowej starości, która obiektywnie rzecz ujmując, po pracowitym życiu, każdemu się należy. Raczej chciałabym tylko zwrócić uwagę na człowieczeństwo ludzi starszych, czyli traktowanie ich nie jak nieporadne dzieci, ale jak ludzi dorosłych. Którzy niejedno o życiu wiedzą, którzy „z niejednego pieca chleb jedli”, i choć może wiedzą mniej o komputerach czy innych nowinkach technicznych, ale na pewno wiedzą więcej o człowieku i jego naturze.

Ale mi się zebrało na kazania! Lecz nie czynię tego tylko z powodów teoretycznych. I tu znów muszę odwołać się do osobistego doświadczenia. Otóż na kolejnym, rodzinnym spotkaniu lekko podochocone towarzystwo opowiadało sobie kawały. Jak wiadomo obecnie najbardziej popularne są te o kościele lub – o seksie, tak to zdołałam zaobserwować. Co do tych pierwszych, to mam bardzo mieszane uczucia, bo wyśmiewanie dotyczy jednej tylko religii, wiadomo jakiej, i można to określić jednym zdaniem: plucie do własnego gniazda. A już szczególnie żałośnie prezentują się niektóre kabarety, w których występują osoby naprawdę godne podziwu za ich inteligencję i poczucie humoru, z jednym wyjątkiem – że idą „na łatwiznę”, i obśmiewają zakonnice, czy księży, że powiem tylko tyle. Czemu nie śmieją się z rabinów, pastorów, mułłów i tak dalej, i tak dalej? Co prawda w jednym ze spektakli występuje już pop – co za godna podziwu, cywilna odwaga! – ale przecież jedna jaskółka wiosny nie czyni, nieprawdaż?

Zaś kawały o seksie – niejako nieśmiertelne – jak wiadomo nie są przeznaczone dla dziecięcych uszu. Ale też uważa się, że dziadzio czy babcia w ogóle nie wiedzą o co w nich chodzi. Nie ku-ma-ją te-ma-tu!

I tu chciałabym zapewnić szanowną słuchalność (i czytelność), że owszem, kumają, i to bardzo dobrze. Tyle że – w swojej skromności uważają, że dogłębną znajomością tego tematu naprawdę nie wypada się przechwalać.

Foto: Vanda Mesiarikova via Foter.com / CC BY

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: