Społeczeństwo

(Nie)odpowiedzialna wielodzietność

Dzieci to dar. Szkoda, że nie wszyscy to rozumieją i próbują ten dar pomniejszać, wyśmiewać. A może to właśnie od rodzin wielodzietnych powinniśmy się uczyć miłości?

Dlaczego rodziny wielodzietne są traktowane jako patologia? Pomijam tutaj nawet patologię typu „pali, pije, bije, kradnie”, bo ten obraz można odkłamać, choć potrzeba do tego dobrej polityki medialnej. Zresztą ludzie są chyba w większości na tyle rozsądni, że potrafią ocenić rodzinę nie tylko po ilości dzieci, ale też po „jakości”. Czyli po tym, czy dzieci są zadbane, kochane, szczęśliwe. W każdym razie mam taką nadzieję, że żyjemy w społeczeństwie myślącym, ale może wciąż się łudzę.

Jednak razi mnie jeszcze coś innego. To, że ludzie, najczęściej bezdzietni lub z jednym, ewentualnie z dwójką dzieci, złośliwie i bez refleksji rzucają uwagi o tym, że rodziny wielodzietne są patologiczne, bo są nieodpowiedzialne. Nieodpowiedzialne, bo przyjęły trzecie, czwarte, piąte, dziesiąte dziecko. Nieodpowiedzialne, bo z powodu ilości dzieci nie stać ich na wczasy za granicą, markowe ciuchy czy beztroskie zakupy. Nieodpowiedzialne, bo teraz wyciągają ręce po pieniądze z programu Rodzina 500+, a trzeba było raczej rozsądnie płodzić dzieci, zamiast mnożyć się jak króliki. Z takimi przykrymi opiniami spotykam się na co dzień. I to nie tylko teraz w kontekście programu 500+, kłującego tych, którzy nic z niego nie dostaną, ale też wcześniej, w zwykłych rozmowach ze znajomymi, w przytykach nieznajomych u lekarza lub w hipermarkecie, w komentarzach internetowych. Aż mnie, matkę dwójki dzieci, strach oblatuje na myśl o wielodzietności.

Więc się pytam: co jest odpowiedzialne? Czy „rozsądne spłodzenie” jedynaka, który nie ma się z kim bawić, jest odpowiedzialne? Czy uczenie dzieci, że wycieczki i zakupy są ważniejsze niż miłość jest odpowiedzialne? Czy zapewnienie dziecku wszystkich zabawek świata i wszystkich możliwych zajęć pozalekcyjnych, jest odpowiedzialne? Czy manifestowanie swoich krzywdzących, niesprawiedliwych poglądów o innych ludziach jest odpowiedzialne?

A może czas otworzyć zaślepione egoizmem oczy i nauczyć się odpowiedzialności od tych rodziców, którzy potrafią przyjąć kolejne dziecko – czyli człowieka! – pod swój dach? Którzy cierpliwie zmagają się z codziennymi trudnościami, jakie niesie ze sobą rodzicielstwo. Którzy nie myślą o własnej wygodzie, o pieniądzach, o zabawie, ale o miłości. Którzy w tej dopiero co poczętej kruszynie widzą nie problem, lecz kogoś ważnego. Dla których dziecko jest prezentem, a nie balastem.

Może patologią jest właśnie to, że dzieci nie chcemy. Prawdziwa miłość, gdy się ją dzieli, rośnie. Patologiczna miłość boi się podzielenia, bo boi się, że może jej zabraknąć.

Photo credit: Sudhamshu via Foter.com / CC BY-NC

O autorze

Daria Kaszubowska

Z wykształcenia: pedagog, z zawodu: dziennikarz. Aktualnie: matka na pełnym etacie Jerzyka i Reginki, a w przyszłości, jeśli Bóg da, to i większej gromadki. Nie wyobraża sobie życia bez książek, zwłaszcza literatury XIX wieku. Uwielbia spotkania z ludźmi.

6 komentarzy

  • Pani Dario,
    Trochę za bardzo to zero jedynkowe. Są przecież ludzie, którzy nie mogą przyjąć więcej dzieci. Są różne powody i taki osąd wydaje mi się mocno niesprawiedliwy.

    Co więcej, sądzę, że nieliczni są ludzie, którzy mogą, a nie przyjmują z powodów czysto konformistycznych. Z samego mojego najbliższego otoczenia wziąwszy. Moje serdeczne dwie przyjaciółki mają po 2 dzieci. Jedna dlatego, ze drugie urodziło się bardzo upośledzone, lekarze orzekli, że kolejne prawdopodobnie też takie będą. Drugie dziecko pochłania 300% uwagi całej rodziny, bo wymaga pielęgnacji szczególnej, rehabilitacji i wielu innych zabiegów. Pochłania kosmiczne kwoty i trudno w tej sytuacji liczyć, że będą przyjmować kolejne dzieci. Ryzyko urodzenia chorego dziecka jest zbyt duże. Mimo tego bardzo pragnęli by mieć jeszcze choć dziewczynkę. Nie śmiałabym nazwać ich nieodpowiedzialnymi. Kolejna para – 2 dzieci i fatalne warunki mieszkaniowe bez możliwości ich zmiany. Późny na porody wiek mamy – 40 lat. Późne małżeństwo mimo krótkiego narzeczeństwa. Po prostu późno się spotkali. Nie powiedziałabym, że są nieodpowiedzialni. Mają jeden pokój i kolejna osoba musiałaby mieć łóżko pod sufitem. Jasne, że kiedyś ludzie mieścili w jednej izbie więcej osób, można by też się tym sugerować, ale czy to jest dobre? Nie sądzę, raczej heroiczne i ciężkie. Następna para – 2 dzieci. Mega dużo poronień. Nie udało się. Kolejni tak samo. Widząc tych ludzi nie wie Pani, że tak jest i wsadza ich w ten sam worek. A takich ludzi jest większość. Oczywiście znam też takich co zarabiają krocie, zmieniają auto co roku i mają wypasione mieszkanie, a wczasy tylko za granicą – 1 dziecko. Ale znam takich tylko jedną parę. TYLKO jedną.

    Proszę zatem dwa razy zastanowić się wypowiadając swój osąd, bo może być bardzo niesprawiedliwy, nawet jeśli tezy stawiane są ze znakiem zapytania. Mnie zabolały, choć mamy 6 dzieci i jedno w niebie. I raczej można by nas zaliczyć do „społecznej patologii”.

    Życzę empatii.
    Z poważaniem.
    Ania

  • Zgadzam się z Panią Anną, że bardzo tendencyjny ten artykuł. Jest on równie krzywdzący dla rodzin 2+1 2+2 jak twierdzenie, że wielodzietność jest patologią. Odpowiedzialne rodzicielstwo to jak najbardziej umiejętność rozmowy z dziećmi, widzenie w dziecku drugiego człowieka a nie problemu, ale to także olbrzymia samoświadomość siebie jako rodzica, człowieka, mężczyzny/kobiety, swojej roli w życiu rodziny, ale także swoich planów tych nie związanych bezpośrednio z rodziną choć na nią wpływających. Poruszyła Pani bardzo głęboki temat i w mojej ocenie potraktowała go Pani niezmiernie powierzchownie. Mam dwoje dzieci, które bardzo kocham, ale nie zamierzam i nie zamierzałam mieć więcej dzieci. To decyzja rodziców czy będą mieli 1-2-3-4 i więcej dzieci. I nic nam do tego co leży u podstawy decyzji ile dzieci jest w rodzinie. Jak Pani sama napisała odpowiedzialne rodzicielstwo mierzy się nie ilością dzieci a tym czy dzieci są zadbane, kochane i szczęśliwe, ja jeszcze dodam do tego czy rodzice tych dzieci sami jako ludzie są kochani, szczęśliwi i spełnieni (w różnych sferach życia), czy umieją to przekazać dziecku/dzieciom. Bo można być odpowiedzialnym rodzicem zarówno jako rodzic jedynaka jak i rodzic gromadki dzieci.

  • Odnosząc się do poprzednich wypowiedzi: może artykuł nie tyle tendencyjny co nie poruszający kwestii osób, które więcej niż 2 dzieci przyjąć nie mogą. Zgadzam się, że nie należy wrzucać wszystkich do jednego worka, bo są różne sytuacje, w których trudno byłoby przyjąć więcej dzieci (choćby te wspomniane przez p. Anię). Niemniej jednak uważam, że dużo ludzi po prostu nie chce mieć więcej dzieci i wynika to w głównej mierze z wygodnictwa. Zastanówmy się dlaczego kiedyś nie było problemu zmniejszającej się dzietności, mimo iż warunki życia były dużo cięższe niż obecnie.

  • Jakoś nie mogę doszukać się tutaj wrzucania do jednego worka wszystkich rodziców mniejszej ilości dzieci. Chyba chodziło jedynie o tych wyrażających niepochlebne opinie o wielodzietnych.
    Sama jestem jedynaczką i mamą trójki maluchów.
    Osobiście uważam, że ilość dzieci to prywatna decyzja rodziców z której nikomu nie muszą się tłumaczyć. Jest jeden wyjątek, który oceniam negatywnie: jedno dziecko gdy nie ma żadnych obiektywnych utrudnień żeby było więcej. To krzywda dla dziecka i to zawsze staram się uświadamiać rodzicom jedynaków. Nie po to żeby poczuć się lepsza albo kogoś pouczać, tylko żeby uświadomić pewne rzeczy, z których ludzie niekoniecznie zdają sobie sprawę.

  • Drogie Panie, odpowiadam z ogromnym poślizgiem, ponieważ dopiero przeczytałam – i to w dodatku przez przypadek – komentarze. Najprawdopodobniej też i Panie mojej odpowiedzi nie przeczytają. Mimo to zostawiam, może komuś kiedyś będzie potrzebna.

    Oczywiście, że felieton, z racji krótkiej formy, przedstawia pewne skróty myślowe. Jest to odpowiedź, jak zauważyła Pani Agnieszka i Pani Ewa, do tych ludzi, którzy, sami posiadając jedynaka, atakują rodziny wielodzietne. Absolutnie nie jest to atak na osoby, które z różnych względów – czy to finansowych, czy psychicznych, czy fizycznych – nie mogą mieć większej ilości dzieci. Proszę mi wierzyć, że pod tym względem jestem tak liberalna, jak to tylko możliwe. Więcej: wspieram nie tylko małodzietność z wyboru, ale i bezdzietność z wyboru (dopóki nie wchodzi na grunt aborcji), Bóg bowiem dał nam rozum i wolną wolę i lepiej świadomie nie decydować się na dziecko, niż skazywać dziecko na własną niechęć. Jeżeli jednak jednocześnie ktoś taki śmie dla własnego komfortu psychicznego atakować wielodzietnych – tu już zaczyna się problem. I ten problem wówczas bardzo mnie bolał. Czas, w którym powstawał ów felieton, był jednocześnie czasem, gdy taka nagonka na wielodzietność była w modzie i nad „problemem” pochylali się zarówno socjologowie i psychologowie, jak i zwyczajni ludzie – był to bowiem czas pierwszych kroczków politycznych programu Rodzina 500+, który rozpalał i dzielił Polaków. Miałam wówczas dwójkę dzieci (a więc z felietonu mogłoby wynikać, że atakuję sama siebie 😉 ), ale już nawet jako mama dwójki słyszałam komentarze, że „za szybko tak pojawiło się jedno po drugim” lub „jest chłopiec i dziewczynka, więc teraz trzeba zamknąć fabrykę”, a szczególnie, że „trzecie to by już było za dużo”. Jakim prawem ktokolwiek poza małżeństwem może się wypowiadać na ten temat? Podobnie nikt nie ma prawa krytykować rodziców jedynaka i ja, jeśli wczytają się Panie w felieton, zauważą, że też tego nie robię. Pytam tylko, czy ci rodzice, którzy decydują się na jedno dziecko z tego względu, by „było wygodnie”, „było zamożnie”, „było rozsądnie”, nie są zaślepieni przez własny egoizm? Dziecko to wszak nie modny gadżet, który trzeba mieć, bo tak wypada, bo to pasuje do idealnego obrazka. Myślę, że zgodzimy się w tym, że niektórzy naprawdę o tym zapominają.

    Ja dziś mam dzieci czworo. I też już świadomie nie decyduję się na więcej. Mam ograniczoną przestrzeń w domu, mam ograniczone siły, mam ograniczone możliwości, i tak dalej… długo by wymieniać. Czy więc zamykam się na życie, czy według własnych słów sprzed pięciu laty widzę w nowonarodzonej kruszynie problem i balast? Nie. Jestem otwarta na życie i nie przekreślam całkowicie tego, że Bóg może mieć dla mnie i mojej rodziny inny plan. I to jest właśnie clou tamtego felietonu. Decydować o sobie i o swojej rodzinie, być otwartym na łaskę przyjęcia nowego dziecka, lecz mieć świadomość, że inni mogą chcieć żyć inaczej i dopóki nikogo nie ranią, czy to egoizmem, czy to patologią, to nie ingerować.

    Pozdrawiam serdecznie,
    autorka

Leave a Reply

%d bloggers like this: