Byli ludzie którzy potrafili żyć pod prąd, Inaczej. Pomimo wszystko.
Codzienne bolesne tematy związane z naszą przeszłością wypełniają gazety, radio i telewizję. Nie można od nich uciec. Ale można myślą powrócić do minionych czasów żeby wspomnieć, że byli ludzie którzy potrafili żyć pod prąd, Inaczej. Pomimo wszystko.
Sięgnęłam do kilku życiorysów, które kiedyś opisałam, żeby jeszcze raz zastanowić się nad nimi. Pewnie, że życiowe wybory były skromne. Ale uczciwość, prawda i przyzwoitość nie mają monet zastępczych.
Zacznijmy od opowieści – jak to było od Leniono, przez Berlin do Tomaszowa.
Gdy Zosia skończyła w 1939 roku kursy nauczycielskie, i właśnie miała iść do swojej pierwszej pracy, 1 września wybuchła II wojna światowa. Zamieszkała u siostry pod Warszawą, bo tamta właśnie spodziewała się dziecka.
Polskie domy w czasie niemieckiej okupacji stały się twierdzami patriotyzmu i podstawowymi jednostkami konspiracji. Młodzi ludzie najczęściej garnęli się do oddziałów akowskich, i tam tracili swe młode życie tak szybko, że nawet czasem nie zdążyli poznać i zaznać ani odrobiny dorosłego życia. Bo ich całym życiem był las, oddział i koledzy z organizacji. Ale to nie znaczy, że ich młode serca żyły tylko walką. W tym wojennym pośpiechu zaręczano się, pobierano,
Młoda, świeża i śliczna Zosia też miała swojego adoratora z lasu. Ale tylko w bajkach królewny dostają swoich królewiczów. Tak też się stało z ukochanym Zosi – zginął w Powstaniu Warszawskim, i do dziś nawet nie wiadomo, gdzie jest pochowany
Wojna się skończyła, nastał czas pokoju. Zosia poszła do pracy uczyć cudze dzieci. Kochała je, i kochała swoją pracę. Na samotność nie narzekała, ale jej serce wciąż było w żałobie.
Lecz pewnego dnia na horyzoncie ukazał się nowy obiekt. Był to wdowiec, były wojskowy, z trójką dzieci. Upodobał sobie właśnie ją, i tak nękał swoim uczuciem, aż zgodziła się wyjść za niego
Edward był człowiekiem surowym. Pochodził ze wschodnich ziem Polski, i przeszedł z armią kościuszkowską od Lenino do Berlina – bez jednego draśnięcia. W Polsce Ludowej byłby niewątpliwym bohaterem, gdyby nie jego przekorna natura. Otóż, gdy zamieszkali w Tomaszowie, na parterze od ulicy, a była to główna aleja miasta, z jego okien co wieczór słychać było „na cały regulator” – radio Londyn i Wolną Europę. Co to wtedy znaczyło, to przypuszczam, że wielu słuchaczy jeszcze dobrze pamięta. Edwarda nie wyrzucono z pracy tylko ze względu na to „Lenino-Berlino”, ale poza tym nigdy nie awansował i był zawsze pomijany we wszystkich innych sytuacjach. Lecz on miał ukochaną rodzinę i swoje ulubione ryby. I mógł robić wspaniałe wino z wiosennych czubków sosnowych, zbieranych w okolicznych lasach, więc wiele więcej od życia już nie wymagał. Żona zaś, teraz już Zofia, biegała codziennie do kościoła, co też niewątpliwie zapewniało ochronę przed „złym”. Zaś swoim dwóm córkom, które narodziły się w tym stadle – idąc ideologicznie w ślady męża – nigdy nie założyła czerwonych wstążek we włosy, bo ten kolor był w ich domu zakazany. Jednym słowem – środowisko wywrotowe.
I tak żyli – delikatna i kobieca Zofia oraz zasadniczy i prawy Edward.
Teraz nie ma ich już wśród nas. Pozornie niedobrani tworzyli układ niepowtarzalny, jedyny, nierozerwalny. Każdej wiosny, gdy sosny wypuszczą nowe pędy, zawsze o nich myślę, i wspominam smak wina sosnowego. Dziś już nikt takiego nie potrafi zrobić.
Foto: scribbletaylor via Foter.com / CC BY-NC
Leave a Reply