„Jak nie będziesz na nic czekał, to dostaniesz za dużo.
Jak na cokolwiek będziesz czekał,
to dostaniesz za mało.”
Ks. Jan Twardowski
Lubimy dostawać prezenty na imieniny, urodziny, na święta, z konkretnej okazji.
Wiedząc, że zostaniemy obdarowani, czekamy na jakieś niesamowite prezenty, może na wielką paczkę przewiązaną ogromną wstążką z czerwoną kokardą. I na Kogoś, niekoniecznie kuriera, kto ją wręczy. I będzie WOW… Cieszymy się z takich prezentów. Tylko co z tego, że się cieszymy, kiedy za jakiś czas otrzymane perfumy zużyjemy, zostanie pusty flakonik, czekoladki zjemy, opakowanie wyrzucimy, podarowaną książkę przeczytamy, odłożymy na półkę i choć będzie przypominać o naszym święcie i o tym, że Ktoś o nas pamiętał, to jednak z czasem pokryje się kurzem.
Taka kolej rzeczy.
To o co chodzi?
O to, że każdego dnia jesteśmy obdarowywani i otrzymujemy dobre słowa, uśmiech, przytulenie, każdego dnia mamy obok siebie ludzi, którzy troszczą się o nas… a nie widzimy tego i mówimy, że nic nie mamy.
Jesteśmy obdarowywani każdego dnia… a ciągle czekamy; nie widzimy i nie doceniamy tego, co mamy. Narzekamy, że czegoś nam brakuje: czasu, pieniędzy, że jesteśmy zmęczeni, za dużo pracujemy, jesteśmy samotni… a tymczasem – mamy wszystko, żyjemy. Każdy wschód słońca to prezent, bo budzimy się i mamy nowy dzień i nowe szanse. Żyjemy, mamy tak dużo… i możemy dzielić się z innymi tym, co mamy: dobrym słowem, życzliwością, obecnością.
Nie zawsze musi być to prezent z wielką kokardą; największym prezentem jest obecność drugiego człowieka, może córki lub syna, męża, przyjaciela, rodziców… Zobaczmy ich obok siebie. Podziękujmy dzisiaj, że są, tak bez okazji.
Ludzie, jeśli się obudziliśmy, to znaczy, że żyjemy! A my narzekamy, że za zimno, za ciepło, że mąż znowu nie umył kubka po kawie, że sąsiad ma willę i najnowszy model maybacha, że koleżanka ma długie, piękne włosy i nogi do nieba, że pachnie najdroższymi perfumami i nosi eleganckie ubrania. Jest szczupła i nosi szpilki, a ty masz 160 cm wzrostu – i nie nosisz szpilek… bo uważasz, że to nie dla ciebie; jeździsz wysłużonym autem albo autobusem.
Wstajemy rano i zamiast cieszyć się życiem, to widzimy w lustrze sfrustrowaną twarz, myślimy: „znowu poniedziałek… trzeba wyjść do pracy, do ludzi” – i tacy zblazowani wychodzimy w świat. W tramwaju przeszkadzają nam ludzie, bo za ciasno, za dużo ich, bo nawet niektórzy są uśmiechnięci, ciekawe z czego się cieszą? Narzekamy, że szef w pracy warczy od rana, bo projekt nie wyszedł… a potem dziwimy się, że wszyscy są smutni, narzekamy, że ludzie zgorzkniali, że się nie cieszą. Co za ludzie! I tak w kółko… narzekamy… i narzekamy…
Hmm… a może zacznijmy od siebie? Zobaczmy co mamy i że mamy za co dziękować To nic, że musimy wstawać wcześnie – dziękujmy, że mamy pracę; to nic, że dźwigamy ciężkie siatki – cieszmy się, że mamy pieniądze, dzięki którym możemy zrobić zakupy. Zamiast narzekać, że: „znowu muszę stać przy garach!”, ucieszmy się, że mamy dla kogo gotować, zamiast narzekać na męża czy żonę, podziękujmy, że są.
Stop! Zatrzymajmy się na chwilę, popatrzmy wokół siebie. Czy naprawdę jest tak źle? Czy nie mamy powodów do radości, do uśmiechu?
Ludzie! Może da się coś z tym zrobić, abyśmy nie narzekali, a byli mniej sfrustrowani?
Patrząc w lustro narzekamy, że źle wyglądamy, że jesteśmy zmęczeni, że szara cera.
Kobieto, zrób makijaż albo nie, jak wolisz, może uczesz tylko włosy, ubierz się inaczej niż wczoraj; mężczyzno, załóż elegancką koszulę, niekoniecznie z krawatem, popatrz na siebie przychylnym wzrokiem, uśmiechnij się! Doceń co masz! Od razu lepiej, prawda?
Ogarnijmy się, Ludzie!
fot. pixabay
Leave a Reply