– to nie tylko dobry „kurs przedmałżeński”, ale przede wszystkim dobre środowisko własne, wartości, którymi żyjemy w domu; wartości, z którymi się utożsamiamy. To one stanowią najlepszy „posag”, w który możemy wyposażyć nasze dzieci. Te ciche, bo naturalne dla nas, oczywiste i przeżywane przez wszystkich wartości, praktykowane w naszych relacjach, stają się wewnętrznymi kryteriami decydującymi, z kim się umówić na spotkanie, a z kim nie, z kim można pójść do kina czy pojechać na wycieczkę. Gdy martwimy się, czy w przyszłości nasz syn czy córka dokonają wyboru właściwej osoby, możemy już dziś mieć na to wpływ – przez troskę, by to, co deklarujemy, było naszym codziennym życiem.
Patrząc na grono narzeczonych, którzy przybyli na nasz Program „Radość i Nadzieja”, można się tylko radować ich odpowiedzialnością własną za troskę o dobre przygotowanie do sakramentu małżeństwa i mieć nadzieję, że skoro teraz tak odpowiedzialnie do tego podchodzą, to i w przyszłości będą umieli zatroszczyć się o swoją relację.
Ile łagodności trzeba włożyć w budowanie związku, zwłaszcza kiedy tak łatwo tworzy się idealistyczne wizje przyszłego męża czy żony. Tylko łagodność pozwala (a raczej moment, kiedy uświadamiamy sobie jej brak) przejść od postrzegania w trybie “mój świat” – do trybu “świat drugiej osoby”. Bo czymże jest brak łagodności, jak nie właśnie daniem sobie prawa do reagowania z mojego punktu widzenia. Gdy zadaję sobie trud zareagowania z łagodnością, daję sobie (i rozmówcy) szansę na spotkanie w świecie bogatszym niż mój własny, bo poszerzony o innych.
Leave a Reply