„Przeżywam głębokie rozczarowanie: sobą, bo rachunek sumienia z całego życia uprzytomnił mi winy, dla sędziego może niezbyt wielkie, ale piekące sumienie. I to że nic już naprawić się nie da. A przecież los oszczędzał mi (niejednokrotnie!) ogniowej próby. Nie wiem jak bym się zachowała”
To ważny fragment listu naszej słuchaczki, wiekowej słuchaczki. Bo dopiero w ostatnim okresie życia zaczynamy robić życiowe remanenty i podsumowania. I okazuje się że jest sporo takich rzeczy których nigdy nie udaje się naprawić. Cóż z tego ze w sakramencie pokuty mowa jest o zadośćuczynieniu, kiedy nie ma szansy by go dokonać.
I nie tylko to. Okazuje się także że wiele naszych przeszłych wyborów okazało się na linii życia całkiem nie trafionych. Żeby to jeszcze one nas – te wybory – samych obciążały, bo to jeszcze mała bieda. Ale bywa że rzutują one na życie innych ludzi, komplikują je i marnują szanse. I to jest najgorsze. Gdy nas boli osobiście, to cóż – sami byliśmy winni, mamy za swoje. Ale gdy zranimy innych, tego już nie da się nadrobić. Prawdziwy ślepy zaułek. Prawdziwa bieda. Jednak podobno zło czy dobro sumują się. Sodoma i Gomora nie zostały ukarane za to że kilka osób grzeszyło. Ale że grzeszyła większość. Myślę że z dobrem jest podobnie, choć ogólnie to jest mniej widoczne. Jeśli zatem coś złego wyrządziliśmy, trzeba to nadrobić choćby komuś innemu, i gdzieś indziej. Pan Bóg to sobie zliczy i orzeknie ostatecznie jaki jest bilans.
Czasami staram się czynić dobro osobom których nawet nie znam. Jak to możliwe? No cóż, po prostu modlę się za nich. Kiedyś po przeczytaniu „Gomorry” Roberta Saviano tak byłam wstrząśnięta jego osobistym losem, gdyż za tę książkę mafia obiecała mu zemstę, no i wiadomo, że dotyczy to także jego bliskich, więc wyobraziłam sobie tego młodego jeszcze człowieka jak żyje w ukryciu, nie może założyć rodziny ani mieć dzieci bo to groźne dla nich, a nie ma nic gorszego niż narazić na niebezpieczeństwo swoich najbliższych. I ofiarowałam w jego intencji cykl modlitw. Gdy niedawno tak żarliwie opowiadał o Bitwie o Monte Cassino i historii Polskich żołnierzy, to nawet pomyślałam że może to się jakoś zsumowało. Jest jeszcze jeden problem w życiu człowieka. Jak sobie poradzić z brakiem prawdziwej bliskości, jeśli się jednak ją odczuwa podczas gdy druga osoba nie ma o tym pojęcia. Czy tej bliskości nie ma czy nie może być? A może nie powinno? Pewne sprawy reguluje etyka zawodowa. Nauczyciel, ksiądz, lekarz, nawet redaktor – daje siebie całego drugiemu człowiekowi potrzebującemu jego wsparcia. Ale nie może spodziewać się tego samego w zamian. Nie jest to możliwe. Dlatego taki psycholog to jakby odpowiednik studni. Wpadło i już nie ma prawa wypaść. A pacjent nie może być studnią dla psychologa. Rozumiecie Państwo tę zależność. Tu się nie jak odwdzięczyć. Trzeba przyjąć i już.
Pacjenci czasem nie mogą znieść tej wdzięczności nie do okazania i noszą koniaki lub choćby kwiaty. Ludzki odruch dla wyrównania rachunków których nie można wyrównać. Dlatego czasem odpłacenie za czyjąś dobroć może być przeniesieniem jej na kogoś kolejnego. I ten łańcuch dobroci będzie się wydłużał w nieskończoność. Wiem że wiele osób i mnie obdarza taki serdecznym uczuciem. Czuję to.
I czasami też jestem zupełnie bezradna z tej drugiej strony radia. Ale bardzo uszczęśliwiona.
Autorka zacytowała fragment listu, który został przesłany do redakcji programu „Myśli na dobry dzień” w Programie I PR.
Photo: Rosmarie Voegtli / Foter.com / CC BY
Leave a Reply