Zarządzanie domem

Stać mnie na karpia, czyli kilka słów o funduszach celowych

Czy tegoroczne Boże Narodzenie będzie w polskich domach skromniejsze niż dotąd? Ceny rosną, za przykładowe 100 zł coraz mniej można kupić. Trudno powiedzieć, kiedy sytuacja się ustabilizuje, a co dopiero poprawi. A jeść trzeba i rachunki płacić, dzieci (i nie tylko) czekają na prezenty, świąteczne przysmaki i pachnącą igliwiem choinkę.

Muszę przyznać, że mimo iż karp straszy ceną i stał się niemal dobrem luksusowym, zapłaciłam za niego bez drżenia ręki, tak samo jak za wszystko inne, czego potrzeba do zorganizowania świąt. I to nie dlatego, że nie musimy się liczyć z kosztami, tylko dzięki funduszom celowym. Jakiś czas temu wdrożyliśmy tę metodę i sukcesywnie ją rozwijaliśmy oraz udoskonaliśmy na miarę naszych potrzeb. Na początku, po uprzednim wyliczeniu, odkładałam co miesiąc na subkonto środki na opłaty, których nie regulujemy miesięcznie (ubezpieczenie mieszkania i samochodu, płacone raz do roku, opłaty za prąd i gaz, które przypadają co 2 miesiące itp.) Z czasem zidentyfikowaliśmy cele, na które odkładamy przez cały rok, co miesiąc określoną sumę. To oczywiście wakacje, ale wśród naszych funduszy mamy też taki na Boże Narodzenie. Rok temu nie przewidywaliśmy, że ceny tak bardzo wzrosną, ale odkładaliśmy ciut więcej niż to wynikało z wyliczeń, w międzyczasie trochę skorygowaliśmy plany, no i zmieściliśmy się w budżecie.

Fundusze celowe to naprawdę świetne rozwiązanie. Na co odkładamy wynika ze stylu życia, wysokości przychodu oraz potrzeb poszczególnych rodzin. Nawet przy niedużym dochodzie warto podjąć próbę odkładania jakiejś sumy miesięcznie, choćby na tzw. fundusz awaryjny, do którego sięgamy, gdy niespodziewanie zepsuje się pralka, albo trzeba wyasygnować środki na wizytę u lekarza. Na taki fundusz mogą też trafiać ekstra pieniądze, np. premia z pracy lub prezent od babci. Trzeba też pamiętać o zasadzie, by płacić najpierw sobie. U nas wygląda to tak, że po wpłynięciu wynagrodzenia na konto opłacamy rachunki, potem wpłacamy pieniądze na nasze fundusze celowe (to właśnie płacenie sobie), a następnie planujemy wydatki na resztę miesiąca.

Metoda jest prosta, ale bardzo ułatwia życie. Można ją stosować niezależnie od tego, czy prowadzimy klasyczny budżet domowy, czy też nie. Gdy przychodzi co do czego pieniądze są odłożone. Jest i na karpia i na choinkę 🙂

Foto: Thomas G. z Pixabay 

O autorze

Marta Dzbeńska-Karpińska

Z wykształcenia politolog i manager, z wyboru fotograf i dziennikarz. Autorka książki i wystawy „Matki: mężne czy szalone?” Żona i mama trójki dzieci. Fanka czarno-białej fotografii analogowej. Bardzo lubi ludzi, spacery i muzykę, a niekiedy także gotowanie.

Leave a Reply

%d bloggers like this: