Wiara

Subiektywne obrazy pamięci kard. Franciszka Macharskiego

Kiedy we wtorek głośno zrobiło się o śmierci kard. Franciszka Macharskiego, w mediach poczęły pojawiać się tradycyjne czarno-białe filmiki wspomnieniowe. W mojej pamięci zapisał się on jednak jako postać wyjątkowo barwna. Załączam więc kolorowy, radosny film z wizyty kardynała w domu dziecka. Moim zdaniem jakoś bardziej pasuje do przywołania pamięci o nim.

Kiedy po nawróceniu, jako bardzo młoda osoba, byłam mocno zaangażowana w duszpasterstwo akademickie u krakowskich dominikanów, kardynał nas odwiedzał. Po części dlatego, że Beczka była, jak na owe czasy, duszpasterstwem bardzo licznym i prężnym, po wtóre, ponieważ sam był dominikańskim tercjarzem i na Stolarską często było mu „po drodze” i wreszcie dlatego, że jak mam nadzieję, po prostu nas lubił. My studenci, między sobą pieszczotliwie nazywaliśmy kardynała „Franiem”. Był po prostu człowiekiem ciepłym, wzbudzał ogromny szacunek, ale nigdy dystans, co nie jest wcale łatwą sztuką. Jego promieniująca wokół wewnętrzna godność nie pozwoliłaby nikomu świadomie zachować się wobec niego nietaktownie, ale jednocześnie było rzeczą całkowicie naturalną śmiać się wspólnie z rozmaitych żartów.

Mijały lata i rychło, w moim emocjonalnym odczuciu chyba zbyt rychło, przyszedł rok 2005 a wraz z nim lekcja umierania, której udzielał nam Jan Paweł II. Stałam wtedy jeszcze jedną nogą w duszpasterstwie, przywiązana mocno do tej jedynej wspólnoty jaką naprawdę znałam, nie umiałam jej mentalnie opuścić. Tu przeszłam przez katechumenat, potem wzrastanie w wierze, wreszcie lata odpowiedzialności za wzrastanie innych, młodszych. Wiedziałam, że Kościół nie kończy się na jednej rodzinie zakonnej, ale jak pisklę, po prostu bałam się wielkiego świata. Byłam hermetyczna.

Papież umierał. Wiele osób wokół, włącznie ze mną, nie znało nigdy innego następcy św. Piotra. Czuliśmy chaos, zagubienie, zbliżające się osierocenie. Szłam na czuwanie modlitewne, kiedy okazało się, że Jan Paweł II nie żyje. Olbrzymia rzeka ludzi porwała mnie wraz ze sobą na Franciszkańską, było już zupełnie ciemno i cicho, tłum stał na ulicy, kardynał odprawiał mszę a następnie mówił do nas. Nie ukrywając własnego bólu straty, trzymał swoje dzieci w pionie, dając siłę i oparcie, pomimo tego, że większość z nas nawet nie mogła go zobaczyć, było nas bowiem tak dużo. Odbyliśmy w tamtym okresie swoiste rekolekcje o ojcostwie i za sprawą pasterza, który właśnie odszedł i tego, który tu i teraz był, stalowym charakterem trzymając nad nami pieczę. Swoim przykładem i obecnością pomógł dojrzewać i młodym i starym, a mnie nauczył także, niejako przy okazji, prawdy o powszechności Kościoła, o sile i pięknie całego Ludu Bożego. Dał też swoją postawą poczucie bezpieczeństwa wypływające z faktu, iż mimo skandalu umierania, Bóg obdarza nas ziemskimi ojcami, wylewając na nich, kiedy trzeba, ogromną siłę charyzmatu.

Wiele rzeczy nt. życia kard. Macharskiego dowiedziałam z lektury lub opowieści, osobiście jednak doświadczyłam jego pasterskiej misji w tych dwóch wymiarach, ciepła i siły, bliskości i autorytetu. Wierzę, że od wczoraj mamy u Ojca niezłomnego orędownika. Pokój jego duszy.

Foto ze strony Polskiego Radia

O autorze

Ola Jakubiak

Kompulsywna obserwatorka zajęta nieustanną analizą rzeczywistości, być może nie do końca bezstronna wobec rozmaitych ideologicznych i politycznych nurtów, bowiem nierozerwalnie związana z kulturą chrześcijańską. Fascynatka filozofii, teologii, polityki i publicystyki a nade wszystko miłośniczka i obrończyni życia w każdym wymiarze.
Uwielbia naturalną dietę, baśnie i spacery po plaży.

Leave a Reply

%d bloggers like this: