Być mamą, być tatą

Ta miłość musi skończyć się rozstaniem

Kiedy myśli się o miłości, to wiadomo, że happy endem jest to, że żyje się razem długo i szczęśliwie, póki śmierć nas nie rozłączy. Jest jednak taki rodzaj miłości, który – jeśli chce się szczęśliwie potoczyć przez długie lata – musi zakończyć się rozstaniem. To miłość rodzicielska.

Dla zdrowych relacji, dla zdrowego rozwoju dorosłych dzieci (i rodziców!) dla dobra dojrzałej więzi – młody człowiek musi opuścić rodzinne ciepłe gniazdko. Czy to jest łatwe? Nie, nie jest. Jeśli dziecko z ulgą opuszcza dom rodzinny, to oznacza, że jest jakiś problem i dobrze byłoby go zobaczyć i rozwiązać.

Mamą i tatą jest się na zawsze, ze wszystkimi niepokojami, chęcią pomocy (albo wyręczenia!), przynagleniem do zatapiania dziecka w morzu dobrych rad oraz innymi przypadłościami rodzicielskimi. To jest nasz trud, który będziemy nieść samotnie do końca życia. Mając dorosłe (nie dorastające, a dorosłe!) dzieci, powinniśmy zrobić krok w tył i wycofać z pozycji wszechwiedzących omnipotetntów. Trudno jest patrzeć na pusty pokój po niegdyś małej córeczce, ogołocony z jej książek, ulubionych poduszek i porozrzucanych ubrań, które jeszcze niedawno doprowadzały cię do białej gorączki. „Teraz wszystko umilkło, szczere pustki w domu”. Jednak czas, który jest najlepszym środkiem uspokajającym, sprawia, że przyzwyczajamy się do tej nieobecności i zaczynamy umieć żyć w nieco innej konfiguracji.

To, co jest najtrudniejsze w relacji z dorosłymi dziećmi, to świadomość, że trzeba im pozwolić na doświadczanie skutków własnych decyzji. Nie ma trudniejszej rzeczy. Ja patrzę wtedy na Pana Boga i Jego problemy z Izraelem – i to mnie jakoś podtrzymuje. Nie tylko poprzez fakt, że ludzka wola i wolność są trochę jak pudełko zapałek w rękach kilkulatka i że On – jako Ojciec – sam doświadcza związanego z tym rodzicielskiego cierpienia, ale że jest On jednocześnie dla nas źródłem pocieszenia i ratunku. W mojej bezradności On jest radą.

Nasze przedostatnie dziecko wychodzi z domu – co zrobić, bardzo przyjemnie. Jesteśmy dumni z jej determinacji i zaradności, a jednocześnie jak te kwoki – głośno gdaczemy, bijąc panicznie skrzydłami, stojąc na brzegu stawu, po którym odpływa nasze kaczątko.
Witaj na świecie, córeczko.
Niech ci będzie dobrze.

Fot. Kristina Wagner on Unsplash

O autorze

Katarzyna Głowacka

Mama piątki dzieci, babcia jednego wnuka; z zawodu doradca rodzinny, z upodobania blogerka (Mama w dużym brązowym domu) oraz nałogowa czytelniczka. Mieszka z rodziną w podwarszawskim Józefowie.

Leave a Reply

%d bloggers like this: