W minionym tysiącleciu, kiedy chodziłem jeszcze do szkoły podstawowej, któregoś dnia mieliśmy lekcję poświęconą Adamowi Mickiewiczowi. Pani podyktowała nam do zeszytu życiorys wieszcza: Adam Mickiewicz urodził się 24 grudnia 1798, w Zaosiu, koło Nowogródka na Litwie. Kilkanaście lat później, kiedy pojechałem na Białoruś, okazało się, że Zaosie i Nowogródek znajdują się jednak w tym kraju, a nie po stronie litewskiej. Wtedy zacząłem odkrywać dawną Najjaśniejszą Rzeczpospolitą Obojga Narodów, składającą się z Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdzie różnice składały się na budowanie jeszcze większej całości, a nie podziałów. Dopiero kiedy na Białorusi spędziłem cztery lata, zrozumiałem, dlaczego największy polski poeta zaczynał swoją epopeję narodową słowami „Litwo, Ojczyzno moja…”, a sam siebie przedstawiał gente Lituanus, natione Polonus (narodowości polskiej, pochodzenia litewskiego), co dla niego i jego współczesnych było czymś naturalnym. Podczas tego czasu spotykałem się z miejscowymi Polakami, Białorusinami, Rosjanami, Ukraińcami, Tatarami, którzy oprócz pochodzenia etnicznego, różnili się także odpowiednio wyznawaną przez siebie religią. Pomimo wpływu nacjonalizmów XIX w., a później okresu sowieckiego i najnowszej rzeczywistości, często dało się wyczuć dawne wspólne dziedzictwo minionych wieków, wyrażające się poprzez sympatię dla polskiej kultury.
Dlatego też Mińsk sprzed czasów sowieckich nazywał się Mińskiem Litewskim. Kiedy przyjechałem do tego miasta po raz pierwszy w 2001 r., miałem wrażenie, jakbym widział niektóre ilustracje podręczników do nauki języka rosyjskiego ze szkoły podstawowej i średniej. Wielkie budynki, monumentalne place, ogromne aleje i pomniki sowieckich bohaterów: po prostu model sowieckiego miasta w socrealistycznym stylu. Na placu przed parlamentem stoi do dziś pomnik Lenina, a naprzeciw budynku KGB popiersie założyciela tej instytucji Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego (instytucja na przestrzeni lat zmieniała nazwę, ale zadania wypełniała zawsze te same). Druga rzecz, która uderzała mnie wtedy, to niewielka ilość reklam i dekoracji, oraz monotonia barw na ulicach. Ale to było tylko pierwsze wrażenie. Kiedy, minęły pierwsze impresje, spod sowieckiej pokrywy ukazywały się oczom wędrowca pozostałości po dawnym Mińsku Litewskim. Już na placu Lenina, w otoczeniu białych budynków parlamentu, rządu, uniwersytetu i władz miejskich, górowała sylwetka „czerwonego kościoła”, nazywanego tak przez mińszczan ze względu na kolor cegły, z której został wykonany. Właściwie kościół nazywa się kościołem świętych Szymona i Heleny, zbudowany został w latach 1905-1910 z fundacji Edmunda Wojniłłowicza, na pamiątkę swoich wcześnie zmarłych dzieci. Cegłę na jego budowę sprowadzano spod Częstochowy, a marmury spod Kielc. Ale najbardziej widoczna przeszłość miasta widać na najstarszym cmentarzu o pięknej nazwie Kalwaria, gdzie do tej pory zachowały się polskie nagrobki z czasów, kiedy miasto nazywane było Mińskiem Litewskim.
W końcu listopada 2019 r. udało mi się przyjechać do tego miasta po 14 latach przerwy. Zaskoczenie nową rzeczywistością zaczęło się na lotnisku, które co prawda przypominało formą lotnisko z czasów mojego pierwszego pobytu, ale nie jest już szare i smętne. Wszędzie pełno światła i kolorowych świątecznych ozdób oraz napisów (także w języku chińskim). W centrum miasta szerokie aleje, ozdobione wielością kolorowych neonów i reklam, nadają miastu niezwykle pogodną atmosferę. Na Placu Republiki olbrzymia choinka przypomina o nadchodzących świętach. Zresztą nie tylko tam, również i w innych miejscach ustawiono już świąteczne drzewka.
Pięknie została odnowiona, a raczej odbudowana, mińska starówka, z miejskim ratuszem. Prawie że naprzeciwko ratusza, po drugiej stronie ulicy, znajduje się katolicka katedra pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny, pochodząca z XVII wieku. To dawny kościół pojezuicki, powstały przy jezuickim kolegium, który nawet przetrwał w nienaruszonym stanie II wojnę światową, ale później został zamieniony przez władzę sowiecką na salę sportową. Odzyskany dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych został przywrócony do dawnej świetności. Z drugiej strony ratusza znajduje się, również pochodzący z XVII wieku, kościół Świętego Józefa i klasztor bernardynów. Obecnie mieści się tutaj archiwum państwowe.Również nieopodal znajduje się także dawny klasztor i kościół sióstr bernardynek, obecnie prawosławna katedra pw. Ducha Świętego. Nieopodal znajdowały się także klasztor i kościół dominikanów, niestety w latach pięćdziesiątych zniszczone. Poza starym miastem, w innych częściach miasta, również znajdowały się katolickie świątynie. Do naszych czasów zachował się wspomniany już czerwony kościół pw. Szymony i Heleny, kościół św. Rocha na Złotej Górce i Kościół pw. Świętego Krzyża na Kalwarii. Zawieruchy dziejowe przetrwał także dom, gdzie mieszkał Stanisław Moniuszko oraz pałac Wańkowiczów, gdzie mieszkał przyjaciel Adama Mickiewicza, Walenty Wańkowicz, malarz, autor niemal kultowego obrazu „Mickiewicz na Judahu skale”.
Wychodzimy jednak z części historycznej (dosłownie i w przenośni) i powracamy do teraźniejszości. To, co rzuciło mi się w oczy w porównaniu z czasem, kiedy mieszkałem w tym mieście, to duża ilość nowych restauracji, kawiarni i cukierni na wysokim poziomie, które z powodzeniem mogłyby znajdować się w jakimkolwiek mieście w Europie. Muszę przyznać, że przybyło też poczucia humoru w przestrzeni publicznej. Jednym z takich przykładów jest muzeum kota. Nie wiem czy gdzieś na świecie jest podobna placówka. W samym muzeum, oprócz eksponatów nieożywionych, związanych z kocim gatunkiem, były też koty żywe, które – po odpowiednim pouczeniu i dezynfekcji rąk – można było nawet pogłaskać.
Oczywiście, najważniejszym etapem wizyty w Mińsku było spotkanie z przyjaciółmi, których w tym mieście pozostawiłem. Językiem komunikacji, jak za dawnych czasów, był język polski. Miasto ma też bardzo dużo parków i zieleni. Nie wiem dlaczego, ale najbardziej lubiłem zimę w Mińsku, gdzie wszystko pokrywało się puchową pokrywą śniegu. Lubiłem wtedy spacerować po tych śniegiem okrytych przestrzeniach. Teraz, spacerując po dawnych ścieżkach, wracały wspomnienia czasów minionych, a zarazem rodziły się nowe. Nie wszystko udało się spisać, bo tego uczynić niepodobna. W każdym razie pozostaje rozdział niedokończony, który czeka na swój czas.
Leave a Reply