Wiara

Wesołych Świąt, czyli o 1 listopada nieco inaczej

31 października pożyczyliśmy sobie z szefem „Wesołych Świąt”. Czy tylko żartem? W końcu każdy z nas powinien sobie życzyć wejścia do grona, które radośnie (wesoło) świętuje swoją uroczystość 1 listopada. To ci, którzy osiągnęli świętość, chociaż nie zostali wyniesieni na ołtarze. Z pewnością jest ich więcej, niż tych, których beatyfikowano i kanonizowano. W końcu Jezus zapewnił, że „w domu mego Ojca jest mieszkań wiele”. A nam się trochę miesza Uroczystość Wszystkich Świętych z Dniem Zadusznym i 1 listopada raczej popadamy w zadumę, niż w radość.

Przed Wszystkimi Świętymi wędrowałam alejkami cmentarza. Jednego z największych w stolicy. Liście pod moimi stopami były tak żółte, a powietrze wokół tak ciepłe, że te odwiedziny stały się prawdziwą przyjemnością, a nie wyłącznie rodzinno-religijnym obowiązkiem. Miasto umarłych w obrębie potężnej aglomeracji żywych zjednoczyło starych i młodych, kobiety i mężczyzn, zamożnych i ubogich, pięknych i mniej urodziwych, zdolnych i przeciętnych. Aż ciśnie się na myśl: jak to w życiu…

Oglądam wizerunki zmarłych umieszczone na nagrobkach. Szlachetne dagerotypy z lat 20-tych, czarno-białe zdjęcia z późnych lat 30-tych i 40-tych, kolorowe, często wyblakłe, współczesne fotografie. Sprawiają, że miejsca spoczynku stają się mniej anonimowe. Zdjęcia utrwaliły i ówczesną modę i uśmiechy żywych. Chociaż i tu zdarzają się wyjątki. Malutki Rysio, którego śmierć zabrała w 1945 roku, gdy miał zaledwie 2 lata i 7 miesięcy, został sfotografowany w trumnie. To z pewnością jedyne zdjęcie jakie mu wykonano. Zwracają uwagę nietuzinkowe fotografie. Jak ta na wspólnym grobie ojca i syna. Ojciec umarł będąc starszym człowiekiem i przeżył syna, który odszedł jako 35-latek. Ich zdjęcia nie są klasycznymi nagrobnymi wizerunkami. Starszy pan został uchwycony z profilu, gdy z pochyloną lekko głową przygląda się czemuś z uśmiechem. Jego ciemnowłosy i ciemnooki syn zaciąga się papierosem. Twarz ukrył nieco w kołnierzyku płaszcza. Musiał być zimny, wietrzny dzień, kiedy zrobiono ten kadr. Może listopadowy?

Rzeczywistość śmierci jest wspólna nam wszystkim. Naturalna, ale tak obca zarazem. Chyba szczególnie w dzisiejszych czasach, w których staramy się ją zepchnąć na obrzeża świadomości, usunąć sprzed oczu, by nie żyć w jej cieniu. Biologicznie i eschatologicznie wytłumaczalna, ale wciąż niepojęta, tajemnicza, straszno-wroga. Wszystko się przeciw niej burzy, bo jesteśmy stworzeni do życia, a umierać zaczynamy już w łonie matki. Cóż za paradoks!

Chodząc po cmentarzu zastawiam się, ilu z tu pochowanych radośnie świętuje swoją uroczystość 1 listopada. Ilu wypełniło swoje powołanie do świętości. W końcu wezwani do niej zostali wszyscy, na których grobach wyryto ŚP. Ile ze spotkanych na cmentarzu ludzi, którzy usuwają złote liście i brązowe żołędzie z nagrobnych płyt, a potem zapalają znicze i szepczą modlitwy ma bliskich świętych w niebie? U ilu smutek i zadumę powinna zastąpić duma i radość? Kto myśli o tym, że można tak żyć, żeby to były wesołe święta?

Moją uwagę zwracają groby dające jasne świadectwo wiary i ufności pochowanych w nim ludzi. Niektóre są piękne. Wśród nich ten z mozaikowymi wizerunkami aniołów, który żona artystka wystawiła dla męża kolejarza i dla siebie. Grób osób wierzących, na którym oprócz aniołów uwagę zwraca wyryty tekst Hymnu o miłości z I Listu do Koryntian i inskrypcja: „Jam jest żywot i zmartwychwstanie”. Oto znak dobrze ustawionego życia na teraz i na radosne po śmierci świętowanie.

Foto: Marta Dzbeńska-Karpińska

O autorze

Marta Dzbeńska-Karpińska

Z wykształcenia politolog i manager, z wyboru fotograf i dziennikarz. Autorka książki i wystawy „Matki: mężne czy szalone?” Żona i mama trójki dzieci. Fanka czarno-białej fotografii analogowej. Bardzo lubi ludzi, spacery i muzykę, a niekiedy także gotowanie.

Leave a Reply

%d bloggers like this: