Było to przy okazji informacji o zmianach nazw ulic. Akurat robiłam w sklepie zakupy, gdy usłyszałam jak rozmawiały o tym między sobą dwie ekspedientki. „50 lat im to nie przeszkadzało, i naraz takie zmiany. Nazwa ulicy się nie podoba. I przez to tyle zachodu teraz ” – stwierdziła jedna z nich. Wyszłam ze sklepu, ale idąc dalej zaczęłam się zastanawiać nad tymi słowami. Przede wszystkim co ona miała na myśli mówiąc że „im to nie przeszkadzało”. Jakim „im” i o kogo jej chodziło? Temat „my” i „oni” przerabialiśmy już kilkadziesiąt lat i chyba wreszcie zasługuje na pogrzeb. Ale nie. Jak widać wciąż jeszcze coś się tli. Ciągle te podziały. Tyle że jakby na odwrót. No bo powinno jej także zależeć by ulice nosiły nazwy do których nikt by nie miał zastrzeżeń. I choć przywykliśmy do nich, to niektóre wywołują dziś w nas prawdziwy dysonans. A tu przypomina jakichś mitycznych „onych” że to ich sprawka, że to przez nich ten problem.
Przyznam się Państwu, że trudno mi się mówi o sprawach poważnych i wzniosłych. Nie znaczy to, że nie uznaję takich spraw. Ale są one tak wysoko usytuowane że zwykły śmiertelnik nie potrafi o nich rozmawiać zwyczajnie. Co innego gdy człowiek stoi nad grobem, pozostaje mu już tylko modlitwa i trwanie. Jak choćby pan Józef z Biadaszek o którym wspominałam niedawno w „Kochanym życiu”. On nie boi się takich wzniosłych słów. 'Niech modlitwa różańca ogarnie Kraj cały, aby serca Polaków z uśpienia powstały. W Polskich rodzinach jest do zrobienia wiele, trzeba wzmocnić ducha wiary w domowym kościele. Aby tam zagościła prawda nieomylna, Aby Polska rodzina była Bogiem silna. Aby była Bogu miła, piękna i kochana, Aby z niej wyrzucić podszepty szatana. Polska zawsze wierna, Ojczyzna kochana. Zawsze będzie królestwem Maryi i Chrystusa Pana”. Och, nie będę już dalej cytować. Taki jest cały list. Piękny, podniosły, szlachetny.
A jak wygląda nasza codzienność wobec tych wzniosłych słów? Ano, skrzeczy. A jeśli nawet nie skrzeczy, to wydaje się całkiem przyziemna i zwyczajna. Jak kromka chleba. Jak łza w oku dziecka. Jak dotyk kochanej dłoni. Jak szept modlitwy w pustym kościele.
I powracam myślą do początku – co ja takiego chciałam dziś Państwu powiedzieć, żeby nie uciekać od tematów trudnych. Wiem, i pamiętam. Dziś jest 14-ty sierpnia, dzień św. Ojca Maksymiliana Marii Kolbego. To data Jego śmierci w obozie Auschwitz-Birkenau. W przeddzień święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, tak drogiej sercu Ojca Maksymiliana. Tego wszystkiego nie można pominąć. Nie można nie pamiętać. Nie można nie wspominać!
Być może wyżej cytowany Pan Józef znalazłby odpowiednie słowa, by godnie uczcić to wspomnienie człowieka który oddał życie za drugiego człowieka. Ja pozostanę przy suchych faktach.
Papież Paweł VI 17 października 1971 roku ogłosił ojca Maksymiliana Kolbego błogosławionym. Papież Jan Paweł II 10 października 1982 roku zaliczył ojca Maksymiliana do grona świętych męczenników Kościoła Katolickiego.
Co nam pozostawił ten wielki święty, i jak o tym powiedzieć prostymi słowami aby trafiły do serca? Proponuję tylko jedno zdanie: Na kilka tygodni przed śmiercią Ojciec Maksymilian Kolbe powiedział do obozowego współwięźnia Józefa Stemlera:
„Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość.”
Photo: Foter.com
Leave a Reply