Edukacja

Burza o oceny

Kilka dni temu Rzecznik Praw Dziecka zaproponował podniesienie stopni wszystkim uczniom o jeden wyżej. I się zaczęło… Jak to? Przecież moje dziecko tak ciężko pracowało! O nie! Te lenie przed komputerem oszukiwały, a ja mam im podnieść oceny? Były też głosy, że to byłoby fajne, ale niesprawiedliwie.
I o co ta walka? Na wszelkiej maści forach ludzie wylewają na siebie pomyje, walcząc o słuszność cyferek. Tylko czy te oceny są nam do szczęścia potrzebne?

Przyjrzyjmy się sytuacji z bliska.
Dziecko wraca ze szkoły, miało sprawdzian. Rodzice spotykają się z nim późnym popołudniem. Nie pytają co dostało, bo za sprawą librusopodobnych tworów wiedzą szybciej od niego, że 4. I co? I generalnie nic. Dziecko uczyło się długo i pilnie do tego sprawdzianu. Załóżmy, że to była matma, obliczanie obwodu i pola figur. Jaką informację zwrotną ma rodzic? W czym jest świetne? Czego dziecko nie rozumie? Czego nie wie? Nie, tego nie jest w stanie się dowiedzieć. Za to wie, że dziecko ma 4.
Takich przykładów jest mnóstwo. Spotykamy się z nimi albo w naszych domach, albo wśród znajomych.

Może najwyższy czas, przy okazji propozycji Rzecznika, zacząć rozmawiać na temat słuszności stawiania ocen? Może w końcu przestaniemy nakręcać własne dzieci, żeby miały coraz lepsze oceny, bo przecież tak fantastycznie jest jak można wrzucić świadectwo z czerwonym paskiem na FB? Tak, wiem. To przekoloryzowane. Jednak chodzi o coś więcej. Zadajmy sobie pytanie – po co nam te cyferki? Jaką dają nam informację zwrotną? Od przedszkola dzieciom stawia się czarne kropki, chmurki (jakby nie było innych metod). Potem w klasach 1-3 jakieś obrazki, literki… na ocenach 1-6 kończąc. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że przecież pracownik też jest oceniany. Ano jest. Na rozmowie kwalifikacyjnej jest oceniany całościowo. Potem dostaje pracę albo nie. W trakcie kariery zawodowej jest oceniany a bieżąco. Tylko ta ocena nijak się ma do stopni w szkole. Jak źle napisze pismo, będzie miał naniesione poprawki. Jak udzieli błędnej informacji, zostanie upomniany, że to nie tak. Przy okazji dostanie zwrotkę, co powinien mówić. Położy towar nie w tym miejscu, zostanie poproszony o położenie go we właściwym. Oczywiście opisuję tu proste przypadki. Ale nawet w zawodach bardziej odpowiedzialnych, typu lekarz, oceniamy kompetencje. W sieci polecamy innym pisząc dlaczego warto pójść do takiego, a nie innego specjalisty. Pracownicy nie są oceniani dzień w dzień, za każdą rzecz, czynność, którą wykonają. Raczej nie chodzą do pracy z lękiem, że znowu dostaną za coś lufę.

To dlaczego fundujemy to naszym dzieciom? Co nam dają te cyferki, które urosły do rangi „nie do ruszenia”? Czy musimy być do nich aż tak przywiązani? Nie można po prostu odpuścić? Często słyszę, że jeszcze w klasach 1-3 to ewentualnie… ale w starszych? Przecież nie będą dostawać serduszek, słoneczek, etc. Ale nie o to chodzi, żeby zamienić cyfry na obrazki. Można znieść oceny cyfrowo-obrazkowe całkowicie. I czym je zastąpić?
Oceną opisową. Na każdym etapie edukacji. Każdą pracę można dziecku opisać.
„Świetnie sobie radzisz z liczeniem obwodów i pól figur, musisz jeszcze tylko popracować nad zadaniami z treścią, które sprawiają Ci niewielki kłopot. Pamiętaj o wypisaniu danych, dzięki temu nie pogubisz się w zadaniu.”
„Charakterystyka postaci napisana bardzo dobrze. Pamiętaj jednak, że tę formę wypowiedzi trzeba rozpocząć informacją, kogo się opisuje. ”
I podniesie się kolejne larum. Przecież to zajmuje tyyyyle czasu! Ano zajmuje. Tylko dzięki temu, uczeń wie nad czym ma pracować. Dzięki temu rodzic też wie.

I nie. Oceny nie są niezbędne do przejścia dziecka do kolejnej klasy. Jest tylko jedna ocena, przez którą zostaje się na następny rok. Cała reszta pozwala na promocję. To po co te cyferki? Dzieci ścigają się, chcą być od siebie lepsze, na koniec roku wędrówki pand do nauczycieli, żeby podnieść ocenę… Dla niewtajemniczonych panda czyli „Pan da wyższą ocenę”. Oceny, oceny, oceny… Uczniowie nie chcą wiedzieć wciąż więcej i więcej (poza nielicznymi wyjątkami). Oni chcą zaliczyć na 5 lub cokolwiek co pozwoli im przejść dalej i mieć z głowy. Sprawmy, żeby w dzieciach w końcu nie umierała ciekawość świata.

Ktoś powie – no dobra. Zniesiemy oceny. Ale co z egzaminami do liceów? Na studia??? Przecież przyjęcia odbywają się na podstawie ocen!
To niech się przestaną odbywać. Wróćmy do formy sprzed kilkudziesięciu lat. Każda szkoła miała swoje egzaminy. Były szkoły eksperymentalne, do których egzaminy były wcześniej. Były zwykłe licea, jak komuś nie poszło na wcześniejszych, miał szansę w normalnym terminie. Na studia też trzeba było napisać egzamin.  Nikt nie miał do nikogo pretensji, że się nie dostał. A ocenianie w tej formie jest bardzo niesprawiedliwe. Nawet to, że część nauczycieli nie stawia 6. W związku z tym część dzieci już na starcie nie ma szans w konkurencji z innymi kandydatami do liceum. A przecież 6 jest już od kilku lat normalną oceną. Nie stawia się jej już za wiedzę wykraczającą poza podstawę programową, za konkursy, etc. Uczeń napisał sprawdzian na 100%, napisał wyczerpujący referat, pracę domową na temat – należy się 6. Ale często dostaje 5. A potem liczy się średnia… średnia ocen… I mimo, że dzielnie i ciężko pracował, zabraknie mu jakiejś tam setnej w wyścigu szczurów do wymarzonego liceum.

Przestańmy w końcu cisnąć dzieci o oceny. Przestańmy w końcu dzieci oceniać non stop i wciąż. Dawajmy im informacje zwrotne. Niech nauczyciele zaczną być mentorami, a oceny przestaną być sensem edukacji.

O autorze

Honorata Baran

Żona i mama trójki dzieci. W wolnych chwilach scrapuje i szyje. Lubi piec, gorzej z gotowaniem, ale i z tym sobie radzi :) Szczęśliwa. Z założenia :) Ten typ tak ma :)

1 Komentarz

  • Zgadzam się. Zamiast oceny powinna być pisemną informacja jak materiał dziecko umie, a nad czym trzeba popracować.

Leave a Reply

%d bloggers like this: