Wiara

Kołaczcie, a otworzą

Punktem wyjścia mojej krótkiej refleksji chcę uczynić słowa z pierwszego listu świętego Jana: „Ufność, którą w Nim pokładamy, polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą.” (1 J, 5, 14). Nasuwa się pytanie: w jakim celu prosimy Boga o cokolwiek? Skoro jakaś rzecz jest Jego wolą i tak da nam. Czy możemy jakoś wpłynąć na Jego decyzję, odsunąć kielich? Stwórca z pewnością kocha nas, co pociąga za sobą fakt, że zależy Mu na naszych potrzebach i tęsknotach. Lecz jeśli ktoś bardzo chce zjeść pączka z arszenikiem, czy to dobra ochota? Pan wie, co dla nas najlepsze. Przyznajmy, że my niestety – nie. Jesteśmy tylko ułomnym stworzeniem, ograniczonym własnymi myślami i słabościami. Irlandzki poeta, Oscar Wilde, powiedział, że „Kiedy bogowie chcą nas ukarać, spełniają nasze prośby.” Bo my w istocie często modlimy się o zło. O rzeczy, które wpłynęłyby destrukcyjnie na życie nasze lub innych.

W Księdze Proroka Izajasza czytamy: „Myśli moje nie są myślami waszymi.” (Iz 55, 8a). Najwyższy, jako miłujący Ojciec, oczekuje od nas zaufania, że On zna nasze prawdziwe pragnienia i wie, jak je zaspokoić. A zatem, modlitwa nie ma chyba przemieniać woli Boga, oddalać kielich, który dla nas przygotowano. Tak przecież modlili się poganie – chcieli przebłagać bóstwo, aby było im przychylne. Liczyli na szczególne łaski, składając wiele ofiar i biorąc udział w różnych rytuałach religijnych. Prawdziwa modlitwa ma za zadanie przemieniać nasze serca. Pozwalamy Bogu działać zgodnie z Jego wolą, z nadzieją, że dostaniemy to, czego oczekujemy, choć może to przyjść zupełnie inną drogą niż byśmy się spodziewali. „Modlitwy nie zmieniają świata, ale zmieniają ludzi, a ludzie zmieniają świat”, jak mówił teolog Albert Schweizer. Wydaje się, że Bogu „milsze” są prośby o rzeczy duchowe niż o dobra materialne. Biblia wskazuje na pierwszorzędną rolę dóbr niebieskich, kiedy to rzeczy przyziemne są jakby tylko dodatkiem do naszego życia: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.” (Mt 6, 33).

Proszę – to znaczy otwieram się. Ukazuję przez to swoją zależność, pokorę oraz to, że nie jestem w stanie sam wszystkiego osiągnąć. Bóg nieustanne daje nam łaski, każdego dnia. Stwarza nas chwila po chwili. To od nas zależy czy chcemy przyjąć dary od Niego. Pytanie też – czy jesteśmy na to gotowi. Podobnie jak było z Apostołami, kiedy Jezus mówił do nich: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie.” (J 16, 12). Każda rzecz ma swój czas. Nieobecność prośby w naszym życiu duchowym wynika także z braku postawy dziecięctwa. Uznajemy, że jesteśmy samowystarczalni, poradzimy sobie ze wszystkim. Dziecko natomiast jest świadome swojej niedojrzałości i zależności od rodziców. Nie odczuwa zażenowania z powodu ciągłego proszenia czy zadawania pytań. Poza tym jesteśmy na tyle zacięci w swej pysze i głupocie, że wydaje nam się, jakby wszystko mielibyśmy osiągnąć sami własnymi siłami, że nad wszystkim sprawujemy kontrolę. Jeśli nie proszę, oznacza to, jakobym nie chciał. A Bóg nie daje nic na siłę.

Modlitwa prośby występuje często w naszej relacji z Bogiem. Sam Pan zachęca nas, byśmy prosili Go bezustannie, wręcz natrętnie, a da nam ile potrzebujemy. Może czasem rozczarowujemy się, nie otrzymując w czasie tego, co chcemy. Jednak i samo proszenie ma sens, bo wynika właśnie z naszej bliskości, naszej wiary. Święta Monika błagała o nawrócenie swego syna wiele lat, nim została w końcu wysłuchana. Może warto byłoby spojrzeć na zanoszone przez nas modlitwy nie tylko pod kątem celu – łask, które chcemy otrzymać, ale właśnie pod kątem tego, że samo proszenie jest już drogą pełną sensu i spełnieniem. Na koniec dajmy jeszcze dojść do słowa świętej Teresce, która nadała modlitwie prośby bardzo ważne miejsce w swojej doktrynie „Małej drogi”. Karmelitanka mówiła, że „Kto o wiele prosi, ten wiele otrzymuje.” Nie pozostaje chyba nic innego, jak tylko posłuchać małej doktor Kościoła, która bardzo szybko osiągnęła świętość, do której wszyscy dążymy.

O autorze

Kamil Urbański

Z zawodu chemik, z natury romantyk, z wyboru katolik. Uwielbia tańczyć bachatę, tango argentyńskie czy taniec użytkowy. Zdarza mu się modlić, grając przy tym na gitarze. Nie wyobraża sobie życia bez zaangażowania. Najlepiej - na rzecz Kościoła. Interesuje się związkami (nie tylko chemicznymi), psychologią czy duchowością. Do jego najważniejszych życiowych wartości należą: wiara, czystość, rodzina, przyjaźń, wolontariat.

Leave a Reply

%d bloggers like this: