W poprzednim tekście pisałam o rodzajach cery i odpowiedniej do nich pielęgnacji. Pielęgnacji rozumianej jako właściwe nawyki higieniczne oraz dietetyczne (picie wody, unikanie pikantnych potraw rozszerzających naczynia krwionośne, używek, itd.) Jednak jak w całej masie kosmetyków wybierać te, które będą miały dla nas najlepsze działanie i będą bezpieczne?
Nie ukrywam, że dzięki swojej pracy mam okazję dużo dowiadywać się o kosmetykach, spokojnie czytać i analizować ich składy, porównywać droższe z tańszymi. Nauczyłam się patrzeć na to, co jest na 3 pierwszych miejscach w składzie kosmetyków, bo zazwyczaj tych substancji jest najwięcej w całym produkcie. Nie znaczy to, że pozostałe nie działają – może być użyty składnik w bardzo dużym stężeniu, który nie jest na początku listy składników (INCI), a ma znaczący wpływ na właściwości produktu, lub nie może być użyty w dużej ilości ze względu na silne działanie lub trudne pozyskiwanie.
Lubię, kiedy produkt składa się z niewielu składników i kiedy nie zawiera pochodnych ropy naftowej (parafina, silikon), ani sztucznych substancji zapachowych. Produkty naturalne, zawierające składniki z upraw organicznych, czyste, certyfikowane są niestety często droższe od tych ogólnodostępnych, ale kupując je nie ryzykujemy swoim zdrowiem. Warto przewartościować swoje myślenie, bo jak pisałam poprzednio, skóra to największy organ ciała człowieka, a więc dostarczając jej szkodliwych składników, de facto trujemy swój organizm. Dorzućmy do tego słabą jakość jedzenia, brak ruchu i zagrożenia cywilizacyjne i mamy gotowy przepis na nieuleczalne, przewlekłe choroby…
Na szczęście coraz częściej możemy wybierać produkty wysokiej jakości, czyste i przebadane. Mam tu na myśli zarówno kosmetyki, jak i jedzenie z upraw ekologicznych. I nie dajmy sobie wmówić, że to jest nieważne, a trujemy się tak czy inaczej. To jest ważne. Ważne jest to, co jemy i czym się smarujemy. I ważne jest to, do czego przyzwyczajamy swoje dzieci.
A teraz napiszę coś o czym mało kto wie. W obiegowej opinii, najlepsze produkty to takie, które są pozbawione konserwantów. Otóż, aby produkt nie musiał być przechowywany w lodówce i zużyty w ciągu 3 dni, musi zawierać substancje konserwujące. Czyste oleje, olejki eteryczne i tłuszcze nie muszą mieć środków konserwujących, gdyż są konserwantami same dla siebie. Środki konserwujące są potrzebne przy produkcji kosmetyków, w skład których wchodzi woda, a więc prawie we wszystkich. Bez substancji konserwujących w produkcie rozwinęłyby się mikroorganizmy które spowodowałyby zepsucie produktu.
Czy można temu zaradzić i robić kosmetyki samodzielnie? Można! Poniżej kilka przepisów, które mnie zachwyciły. Zapożyczyłam je z blogów, które bez trudu można wyszukać pod hasłem „jak zrobić kosmetyki naturalne”.
Olej marchewkowy dodający koloru skórze
Marchewkę pokrojoną w plasterki (ilość marchewki dowolna, ale raczej więcej niż mniej) zalewamy olejem słonecznikowym, tak, aby nie wystawała ponad niego. Odstawiamy w ciepłe miejsce na 2-3 tyg. Codziennie potrząsając słoikiem i czekając na olej, który możemy stosować sam, lub jako dodatek do kremu.
Puder sypki transparentny
Mieszamy 2 części skrobi ziemniaczanej, 1 część glinki zielonej, 1 część glinki czerwonej. Jeśli chcemy, aby stał się bardziej pudrem brązującym, dodajemy kakao. Niesamowite i proste, prawda?
Truskawkowa maska na ciało
Składniki: 50 g truskawek, połowa cytryny, dwie łyżki oliwy.
Truskawki myjemy i obieramy z szypułek, blendujemy. Dodajemy dwie łyżki oliwy oraz sok z cytryny, blendujemy. Uzyskaną jednolitą masę możemy nałożyć na ramiona, dekolt oraz brzuch. Nie wcieramy. Po upływie 15 minut zmywamy maskę wodą z sokiem z cytryny, a następnie wsmarowujemy balsam nawilżający.
Maska idealnie nadaje się dla każdego, nieważne ile mamy lat i jaki rodzaj skóry. Truskawki zapewnią naszemu ciału miękkość, gdyż są bogate w witaminę A oraz witaminy z grupy B. Zawarte w niej kwasy złuszczą martwy naskórek, a cytryna wyrówna kolor skóry. Gdy jest już po sezonie na truskawki, zamiast nich można użyć miąższu z awokado lub zmiksowanego świeżego ogórka.
Malinowa maseczka do twarzy
Składniki: 30 g malin, 2 łyżeczki białej glinki w proszku, 2 łyżeczki mąki owsianej. W małej miseczce (koniecznie niemetalowej, gdyż metal zabija właściwości glinki) rozgniatamy maliny do uzyskania musu. Dodajemy dwie łyżeczki białej glinki i mieszamy. Do całości dosypujemy dwie łyżeczki mąki owsianej lub zmielonych płatków owsianych. Wszystkie składniki mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Jeśli maska ma zbyt rzadką konsystencję można zagęścić ją glinką lub mąką. Papkę nakładamy na twarz, szyję i dekolt na 20 minut, a następnie zmywamy letnią wodą. Na koniec nakładamy ulubiony krem.
Maska świetnie sprawdzi się przy cerze mieszanej, zmęczonej lub dojrzałej. Cera będzie wygładzona i miękka. Sok z malin zmniejszy rozszerzone pory i rozświetli skórę. Natomiast biała glinka pozwoli uporać się z nadprodukcją serum. Jeśli masz cerę dojrzałą lub skłonną do pękających naczynek, białą glinkę możesz zastąpić czerwoną. Jest ona bogata w potas, krzem i żelazo, które pomogą wzmocnić naczynka.
A zatem smacznego na zdrowie!
Ilustracja: pixabay
Leave a Reply