Społeczeństwo

Tyle się od nich nauczyłam… czyli o pracy z niepełnosprawnymi cz. X

Były w tym moim wędrowaniu przez życie z dziećmi takie chwile, które – nawet nie to, że zapamiętam do końca życia. Szczególne nie przez jakieś wyjątkowe przesłanie, ale – niezwykłe przez samo to, że się wydarzyły. Bo, po ludzku, nigdy nie powinny mieć miejsca. No właśnie, po ludzku…

Piękna, ciepła wiosna. Ogródek z huśtawkami przy naszym Domu już był uporządkowany, więc można było wyjść z pomieszczeń, dzieciaki sprowadzić – a niektóre znieść… i ani na chwilę nie spuszczać ich z oczu. Oczywiste było, że nowe miejsce, nowe okoliczności (wiosna!) – więc dzieciaki będą reagować na pewno inaczej i na pewno – częściej… na wszystko.

Szczęśliwie zakończona „wyprowadzka” z budynku… Beatka na wózku – w cieniu, że względu na słońce, którego jej skóra nie lubiła… Renia ze swoim nieodłącznym czerwonym klockiem w ręku, niby bez reakcji i bez zaciekawienia… Martyna z oczami jak nowe pięć złotych, próbująca patrzeć we wszystkich kierunkach równocześnie… moje ukochane dzieciaki.

Sam Pan Bóg chyba raczy wiedzieć, ile razy wzruszenie ściskało mnie za gardło, kiedy patrzyłam na moje dzieciaki. Czułam się wyróżniona, że mogę z nimi być… że takie one moje jak żadne inne… że zostałam obdarzona takim zaufaniem, że Ktoś mi je powierzył…

Jesteśmy w ogródku. Martyna odkryła nowy sposób zwiedzania: podbiegła do mnie, wzięła za rękę…. i pociągnęła za sobą. Z oczami dokoła głowy (bo Renia i Beatka, i Kasia, i Anetka!) powędrowałam za nią… dość żwawym marszobiegiem. Martyna była absolutnie nie-do-zmęczenia. Po godzinie, bardziej do siebie, powiedziałam: „Martynka, pospaceruj może z Renią, co? Bolą mnie nogi, chciałabym odpocząć…” Martyna NATYCHMIAST puściła moją rękę i  pobiegła (nie, raczej popędziła!) po Renię, a potem – nie zważając na jej protesty – złapała ją za rękę i … rozpoczęła zwiedzanie od nowa.

Lekka historia – ale zaręczam, że czytanie o niej nie daje nawet w połowie takich wrażeń jak uczestniczenie w niej na żywo.

Moje dzieciaki… do tej pory czuję się wyróżniona, że mogłam z nimi być… że zostałam obdarzona takim zaufaniem, że Ktoś mi je powierzył…

Photo credit: Rusty Russ via Foter.com / CC BY-NC-SA

O autorze

Dorota Szczepańska

Z wykształcenia i zamiłowania polonistka i pedagog, z pasją teatralną. Pracuje z dziećmi i młodzieżą, ale bardzo lubi też pracować dla niepełnosprawnych. W wolnych chwilach zajmuje się quillingiem i decoupage`em. Robi różańce z nasion łzawicy i kłokoczki. Bardzo dużo czyta. Coraz więcej pisze. Wolontariusz biblioteczny. Prowadzi bloga w-zaciszu-slow.blogspot.com

Leave a Reply

%d bloggers like this: