Zarządzanie domem

Wspomnienia trudnych lat

Takie wspominki mnie naszły przy okazji zmiany naszej sytuacji finansowej. Przypomniałam sobie jak bywało ciężko, był czas, gdy nasze opłaty przewyższały dochody, nie uwzględniając wydatków na codzienne życie, paliwo, przejazdy. Opłaty za zaciągnięte raty, rachunki za prąd, wodę, abonamenty itd., były wyższe niż mieliśmy pewnego miesięcznego dochodu.  W domu troje dzieci, nas dwoje, więc lekko nie ma trzeba dzieci i siebie nakarmić. Brak rodziny, która spieszy z pomocą nie ułatwiał sprawy. Dzieci chorowały, koszty leków rosły, nie było nas stać na nic, leczenie kota to była czysta fanaberia, w chwili, gdy nie było na leki dla dzieci. W tak trudnych chwilach musieliśmy sami dać radę.

Usiedliśmy z mężem dokładnie przeanalizowaliśmy nasze wydatki, zmieniliśmy abonamenty za telefony, zrezygnowaliśmy zupełnie z tv, liczyliśmy każdy litr paliwa spalony przez samochód, ograniczyliśmy ogrzewanie domu do minimum, zaczęliśmy całkowicie produkować własną żywność by jeść zdrowo, ale tanio, przerabiałam odzież, żyliśmy tylko na używanej odzieży i obuwiu, zaczęliśmy uprawiać ogródek a zimą, co się da na parapecie by mieć witaminy, w lecie przyjmowaliśmy wszystkie owoce i przerabialiśmy na przetwory by zimą wydać mniej.

Szukaliśmy dodatkowych możliwości dochodu, dbaliśmy o to by dzieci, choć raz w roku wyjechały na wakacje w celu nabrania odporności, nie było dla nas istotne, jaki jest to wypoczynek, najważniejsza była zmiana klimatu. Kilka lat z rzędu w zamian za opiekę nad psem i mieszkaniem mieliśmy możliwość wyjazdu wakacyjnego nad morze. Dużo chodziliśmy pieszo by oszczędzać na wydatkach za transport, kiedy była możliwość jeździliśmy rowerami, wszystko by tylko można było zaoszczędzić.

Gdy jest się przyciśniętym do ściany nie marudzi się i nie kaprysi, nie ma miejsca na mazanie, narzekanie, wygodę i foch. Wszystkie nasze działania były nastawione na zmniejszenie wydatków. Najpierw udawało się dopinać miesiąc, potem udawało się coś spłacać do przodu i tak pomalutku, pomalutku szliśmy krok za krokiem do momentu dnia dzisiejszego.  Na początku musieliśmy przejść na kredyt konsolidacyjny, ale zrobiliśmy to tylko raz, potem zaczęliśmy zmniejszać wszystkie długi dookoła dwóch poważnych kredytów. Poza kredytami mieliśmy długi u osób prywatnych, one ciążyły najbardziej, bank to bank prosty układ, ale patrzeć komuś w oczy i nie mieć jak spłacić pożyczki to było trudne. Pomalutku spłacaliśmy, co się dało, ale życie dostarczało nam dodatkowych problemów awarie sprzętu w domu, rozbite auto, groźba utraty pracy przez męża, choroby, problemy szkolne dzieci itd. Każdy problem nas jednoczył, motywował do działania i popychał do przodu.

Jak długo będzie nam dane odetchnąć? Nie wiem, ale cieszę się każdą chwilą i doceniam wszystko, co mam. W czasie naszego małżeństwa (w tym roku 26 lat) bywało już nie raz, że jedliśmy chleb smarowany nożem, że podupadaliśmy na zdrowiu, bywało różnie, ale tak ciężko jak przez ostatnie 10 lat nie było. Mąż cierpiał na przewlekłą bezsenność, ja chudłam, niestety stres nas niszczył, rodzina nie wspierała, dobrze, że mieliśmy siebie nawzajem. W czasie naszej walki o przetrwanie, spłatę i w miarę godne życie musieliśmy wyprzedać nasz wiele lat gromadzony księgozbiór, sprzęt męża do nurkowania (i tak nie było go stać na wyjazdy), przeglądaliśmy wszystkie nasze domowe zasoby i szukaliśmy możliwości uzyskania pieniędzy. Przedmioty to tylko przedmioty, najważniejsza jest rodzina. Udało nam się pozbyć 7 kredytów i to nie były kredyty na 5000 zł, 8 kart oraz zadłużenia na 20 000 zł u osób prywatnych.

Nie poddawajcie się, jak to mój mąż w pewnym momencie stwierdził – sięgnęliśmy dna, więc teraz tylko można w górę.

O autorze

Dorota Drogosz

Żona, matka dwóch synów i córki. Z wykształcenia księgowa, pasjonatka zdrowego odżywiania, medycyny naturalnej i oszczędnego stylu życia. Stara się łączyć te dziedziny. Wszystko oblicza i analizuje. Eksperymentuje na swojej rodzinie. Kocha książki, robótki ręczne i prace w ogrodzie. Z sukcesem praktykuje edukację domową. Od lat prowadzi blog Mało kasy, godne życie.

2 komentarze

    • Słowo to słowo. Nie podchodźmy do tego jak do tytułu naukowego. Czy człowieka pracującego w kuchni we własnym domu nie mamy prawa nazwać kucharzem? Nie musiał skończyć szkoły żeby sobie móc coś ugotować.

Leave a Reply

%d bloggers like this: