Małżeństwo

Kiedy dwoje stają się jednym

W sumie od dawna nie wracam do pustego domu. Czeka na mnie w nim Babcia oraz mój ukochany futrzak, wierny towarzysz w trudnych chwilach. Jednak gdy przychodzi czas snu, pojawia się bolesna pustka. Na materacu obok mnie leżą tylko pluszaki. Myślę wtedy o rodzicach i o tym, jak wielkie szczęście jest ich udziałem.

Czego zazdroszczę małżonkom? Budowania jedynej w swoim rodzaju relacji. Relacji, która rozpoczyna się gdy spotka się dwójka ludzi. Ich zainteresowanie przeradza się w tęsknotę, radość spotkania, chęć jeszcze lepszego poznania drugiej osoby. Pojawiają się wspólne wypady do kina, spacery.

Zauroczenie mija, a młodzi wciąż się spotykają. Borykają się z pierwszymi kryzysami, niemniej chcą ze sobą być. Wypracowują konkretne rozwiązania, które pomogą im w przyszłym życiu małżeńskim – o ile ich relacja zajdzie tak daleko.

Oczywiście nie zawsze jest tak różowo. Odczuwanie przyjemności często wypiera aspekt budowania relacji. Odpowiedzialność za siebie, drugą osobę i całą relację schodzi na dalszy plan. Nawet na ślubnym kobiercu wiele par składa sobie przysięgę, której znaczenia nie rozumieją i nawet nie próbują zrozumieć.

A przecież jest w tym sakramencie coś niesamowitego – stworzenie więzów na wieczność! Coś się zaczyna, ale już nigdy się nie skończy. Podobnie jest z ludzkim życiem. Stworzone wspólnie przez Boga i ludzi, rozpoczyna swoje istnienie zarówno w czasie i przestrzeni, jak i w wieczności. Jest i będzie. Trwa.

Owszem – wchodząc w relację i otwierając się na drugiego człowieka zwiększamy ryzyko zranienia. Właśnie słowa i czyny osób nam najbliższych bolą najbardziej. Jednak we wszechświecie relacji, choć jest przestrzeń dla tego, co trudne, więcej jest miejsca na to, co piękne. O ile, oczywiście, otworzymy na to oczy.

Stąd też w moim serduszku, które rozeznało jaką drogą ma podążać, jest wielka tęsknota. Choć żyję pełnią życia i każdego dnia coraz bardziej się w nią zanurzam mam wrażenie, że jeszcze głębsza pełnia jest przede mną. Nie mówię o tej ostatecznej, którą poznam po śmierci, lecz właśnie o relacji małżeńskiej.

Małżeństwo to jest zupełnie inna przygoda niż samotność oczekiwania. Niemniej będąc singlem warto się zastanowić nad tym, czym dla nas konkretnie jest relacja między małżonkami.

Jak ją sobie wyobrażamy? Co będzie dla nas w niej ważne? Jak ją będziemy budować? W jakich sprawach będziemy skłonni pójść na kompromis, a w jakich będziemy chcieli trwać przy swoim stanowisku? Jak postrzegamy kwestię rozwoju osobistego, rozwijania pasji, spełniania osobistych marzeń w ramach małżeństwa, w kontekście konkretnych praw i obowiązków z nim związanych?

Czy gdy zostanę żoną wciąż będę chodzić z mężem na romantyczne spacery? Czy będziemy mieli przestrzeń na rozmowy o życiu? Czy będę potrafiła zaopiekować się drugą osobą gdy ta zachoruje? Czy znajdę w sobie cierpliwość, gdy mój ślubny niemiłosiernie mnie wkurzy?
A tak w ogóle… to po co brać ślub?

Właśnie w tej samotności, kiedy na materacu obok mnie są tylko pluszaki, mogę poszukać odpowiedzi na te pytania. Tym bardziej, że dzięki tym rozważaniom mogę lepiej poznać siebie, swoje potrzeby, oczekiwania. Jeśli nie podejmę próby głębszej refleksji w tej materii znów wpakuję się w relację, która runie szybciej niż domek z kart. A tego moje wrażliwe, już nieźle poharatane serce wolałby uniknąć.

Foto: Millzero Photography / Foter / CC BY-SA

O autorze

Natalia Świt

Natalia Świt - studentka psychologii, dziennikarka, pisarka. Pisze bloga „Świt przy herbacie” i prowadzi audycję „Bliżej Nieba, Bliżej Ziemi” w Radiu Wnet. Współpracowała z Polskim Radiem. W wolnych chwilach tworzy dzieła ceramiczne, czyta, fechtuje mieczem długim bądź ogląda serial M*A*S*H.

Leave a Reply

%d bloggers like this: