„Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału” (Ga 5, 13)
Okazuje się, że temat seksualności w kontekście wiary katolickiej nadal wywołuje dużo emocji i to, jak się ostatnio przekonałem, nie zawsze zdrowych. W opublikowanym miesiąc temu artykule „Seks po katolicku, czyli fides i ratio pod kołderką” niektórzy Czytelnicy dopatrzyli się perfidnej prowokacji, ignorancji ocierającej się o rynsztok, a nawet herezji. Jednak trudno było mi się oprzeć wrażeniu, że głosy krytyki odpowiadają raczej tym, którzy już wszystko wiedzą, niż osobom chcącym w pełni przeżywać swoją wiarę. Dlatego pozwalam sobie, za zgodą redakcji, przedstawić kilka słów wyjaśnienia do mojego wcześniejszego krótkiego tekstu publicystycznego, który miał być przyczyną do pogłębienia refleksji nad wolnością w kontekście życia seksualnego katolików, a nie rozprawą teologiczno-filozoficzną zachęcającą do zmiany rozumienia nauczania Kościoła katolickiego.
Fides et Ratio, czyli wiara i rozum
Nie wszystkim udało się uchwycić zawarte w tytule odwołanie do encykliki Jana Pawła II. Tytułowe „fides i ratio pod kołderką” wprost nawiązuje do encykliki „Fides et ratio” i miało wskazywać ducha interpretacji artykułu, w którym to „wiara i rozum” (Fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”[1], a ostatecznie Boga samego. Dlatego też to, co pochodzi z wiary i to co jest zaczerpnięte z rozumu, musi ze sobą współgrać. A wydaje się, że w obszarze etyki seksualnej między tymi dwoma stronami istnieją pewne napięcia, na które zwróciłem uwagę we wcześniejszym tekście.
Kościół nie jest spójny w tym, co robi
Domyślam się, że powyższe sformułowanie w oczach wielu wyglądało wręcz na bluźnierstwo. Jednak radzę wziąć głęboki oddech, emocje odstawić na bok i w całości przeczytać je jeszcze raz.
Podążając za definicją słownikową ‘niespójny’ oznacza: „niemający logicznego powiązania”. Po pierwsze, nie oznacza to, że coś jest błędne, po drugie, nawet nie musi oznaczać sprzeczności. Owa niespójność, na którą wskazuję, dotyczy dwóch działań akceptowanych przez Kościół, które w kontekście całego nauczania są niespójne. Są nimi: zezwalanie na małżeństwa 60/70 latków i akceptowanie naturalnych metod planowania rodziny (NPR). Jednak skąd się bierze owa „pozorna” sprzeczność i co można z nią zrobić? I tu przychodzi nam z pomocą wiara (fides). Jeżeli rozum dostrzega pewną sprzeczność, a chce się być wiernym nauczaniu Kościoła, należy zaufać jego mądrości i zrodzone wątpliwości wypełnić wiarą. Pytanie: Czy jesteśmy na to gotowi?
Co może być źródłem sprzeczności? Niewiedza lub sprzeczność logiczna. Pierwszą łatwo usunąć, z drugą można sobie poradzić w dwojaki sposób. Albo eliminuje się niespójny czynnik, albo rozwija się doktrynę, czyli zespół twierdzeń i założeń, w problemowym obszarze. Nie widać rozsądnych przesłanek dla zakazu zawierania małżeństw przez starsze osoby, ani zakazu stosowania metod NPR, dlatego pozostaje rozwinięcie doktryny. Stąd mój żal do ostatnich dwóch papieży, a nie wytykanie błędów, jak sugerowali niektórzy, w nauczaniu Kościoła, że tego nie zrobili, a mieli ku temu wszelkie predyspozycje. Jan Paweł II, bo był wybitnym etykiem, a Benedykt XVI, bo jest specjalistą od teologii dogmatycznej. Oczywiście, Duch wieje, kędy chce, ale nie oznacza to, że nie należy brać pod uwagę czynnika ludzkiego.
Takiej wolności seksualnej patronuje Kościół katolicki
„Słusznie podkreśla się, że wolność nie polega jedynie na wyborze takiego czy innego działania; dokonując wyboru człowiek decyduje zarazem o sobie samym, opowiada się swoim życiem za Dobrem lub przeciw niemu, za lub przeciw Prawdzie i ostatecznie, za lub przeciw Bogu”[2].
Wszystko w naszym życiu związane jest z wolnością, również to, co dzieje się w naszych małżeńskich sypialniach. Najpełniejszym tego przykładem, którym się posłużyłem, są małżeńskie starania o dziecko. Taki małżeński akt seksualny jest w pełni wolny, wyzbyty z lęku przed „niechcianym” potomstwem lub obciążony ryzykiem „wpadki”. A jeżeli kogoś interesują szczegółowe zachowania pod kołderką, to zachęcam do zapoznania się z publikacjami o. Ksawerego Knotza[3], jednak nie ich dotyczył mój artykuł. Niektóre wręcz histeryczne reakcje dotyczące dokonanego przeze mnie opisu wolności seksualnej katolików pokazują, jak przez wielu rozumiana jest wolność i jak jest ona daleka od nauczania Kościoła. Jeżeli ktoś rozumie wolność jako „róbta co chceta”, to pozostaje na poziomie Jurka Owsiaka i daleko mu jest do formuły św. Augustyna „kochaj i rób co chcesz”, a jeszcze dalej od „wiary chrześcijańskiej i nauki Kościoła[, w której to] «tylko wolność podporządkowana Prawdzie prowadzi osobę ludzką ku jej autentycznemu dobru»”[4]. I jeżeli „podczas każdego stosunku kobietę oblewają poty ze strachu, że będzie ciąża”[5] to, nie ma to nic wspólnego z wolnością, której patronuje Kościół.
Drugiego tak liberalnego podejścia do życia seksualnego trudno znaleźć w kulturze zachodniej
Liberałowie wszędzie bronią wolności, tylko nie w łóżku. W nim stawiają na bezpieczeństwo. A dlaczego? Bo dla nich wolność to autonomia, niezależność. Natomiast w akcie seksualnym przekraczamy granice wolności drugiego człowieka poprzez to, że możemy stać się odpowiedzialni za powstanie nowego życia. I jak wtedy piewcy liberalizmu bronią wolności seksualnej? Stawiają na bezpieczeństwo i żądają legalizacji środków wczesnoporonnych oraz aborcji, bo ich ciało to ich sprawa, a dziecko to zagrożenie dla autonomii. Z takiej perspektywy nauczanie Kościoła jest na wskroś liberalne, gdyż na pierwszym planie stawia na wolność, a nie na „bezpieczeństwo”.
Instytucja małżeńska a sprawa 60/70 latków
Jak naucza Sobór Watykański II „instytucja małżeńska oraz miłość małżeńska nastawione są na rodzenie i wychowanie potomstwa, co stanowi jej jakby szczytowe uwieńczenie”[6]. Równocześnie jest sprawą doskonale znaną od czasów ogłoszenia encykliki Humanae Vitae, że stosunki małżeńskie, które „z przyczyn zupełnie niezależnych od woli małżonków będą niepłodne”[7], a są nimi m.in. podeszły wiek, anomalie biologiczne lub choroby, nie umniejszają miłości małżeńskiej. Gdy, jako przeszkodę w zawarciu małżeństwa, przyjęłoby się niemożność posiadania potomstwa, to rzeczywiście infantylnym staje się pytanie, dlaczego Kościół zezwala na małżeństwa 60/70-latków[8]. Jednak wystarczy rzetelniej przestudiować nie tylko Humanae Vite, aby dostrzec, iż problem leży gdzie indziej.
Za punkt odniesienia niech posłuży nam młode małżeństwo zdolne do prokreacji. W trakcie jego trwania okazuje się, że jedno z małżonków nie chce mieć dzieci. Co to oznacza? Kodeks Prawa Kanonicznego kanon 1101 par. 2 mówi jednoznacznie, że jeśli „jedna ze stron albo obydwie pozytywnym aktem woli wykluczyłyby samo małżeństwo lub jakiś istotny element małżeństwa, albo jakiś istotny przymiot, zawierają je nieważnie”. Takim istotnym elementem jest chęć posiadania dzieci i ich wychowania. I pragnę zaznaczyć, że o nieważności małżeństwa nie decyduje zdolność fizyczna do posiadania potomstwa, ale właśnie akt woli.
Mając tak zarysowaną sytuację, możemy przenieść ją na małżeństwa 60/70 latków, które najczęściej zawierane są przez wdowców i wdowy posiadających już wychowane dzieci. W takich okolicznościach retorycznym wydaje się pytanie, czy w nowym związku chcą (akt woli) mieć kolejne dzieci i je wychowywać. Oczywiście zdarzają się odstępstwa od przedstawionej postawy, ale kapłani „udzielający” takich sakramentów są świadomi tego, że nie spełniają one co najmniej jednego istotnego elementu małżeństwa.
A co z Naturalnym Planowaniem Rodziny?
Mimo, że Kościół zezwala „małżonkom uwzględniać naturalną cykliczność właściwą funkcjom rozrodczym i podejmować stosunki małżeńskie tylko w okresach niepłodnych, regulując w ten sposób ilość poczęć, bez łamania zasad moralnych”, gdyż oznacza to „prawidłowy [sposób] korzystania z pewnej właściwości danej im przez naturę”[9], to problem jest dość podobny do omówionego wcześniej. Kościół rozwijając racjonalne uzasadnienie dla wyboru NPR nie ustosunkował się do wymiaru wolitywnego, czyli roli aktu woli (chcenia). Trudność leży w tym, że wybór dnia kontaktu seksualnego nie jest „zupełnie niezależny[ch] od woli małżonków”[7], a to stwarza sytuację problemową. „Wykorzystanie daru płodności cyklicznej”[10] daje możliwość wskazania godnych metod (NPR), do których słusznie zachęca Kościół, ale nie rozwiewa wątpliwości na poziomie podejmowanej przez człowieka decyzji. Oczywiście, w wymiarze duszpasterskim jest to przez wielu do zaakceptowania, ale na płaszczyźnie dogmatycznej nie wytrzymuje krytyki.
I co dalej?
Mając świadomość istniejących trudności, wypada nam czekać na rozstrzygnięcie problemu. Jednak patrząc na atmosferę towarzyszącą ostatniemu synodowi o rodzinie, wydaje mi się, że można mieć uzasadniony niepokój, czy rozwiązania potoczą się we „właściwą” stronę.
[1] Encyklika Jana Pawła II, Fides et ratio. O relacjach między wiarą i rozumem, ze wstępu.
[2] Encyklika papieża Jana Pawła II, Veritatis splendor. O niektórych podstawowych problemach nauczania moralnego Kościoła, 65.
[3] np. o. Ksawery Knotz, Seks jakiego nie znacie. Dla małżonków kochających Boga, Kraków 2009.
[4] Encyklika papieża Jana Pawła II, Veritatis Splendor. O niektórych podstawowych problemach nauczania moralnego Kościoła, 84.
[5] fragment postu Niani Agg pod artykułem „Seks po katolicku, czyli fides i ratio pod kołderką”
[6] Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, Gaudium et spes, 48.
[7] Encyklika papieża Pawła VI, Humanae vitae. O zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego, 11.
[8] uwaga do postu p. Piotra Gawora pod artykułem „Seks po katolicku, czyli fides i ratio pod kołderką”
[9] Encyklika papieża Pawła VI, Humanae vitae. O zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego, 16.
[10] uwaga do postu p. Katarzyny Nowackiej pod artykułem „Seks po katolicku, czyli fides i ratio pod kołderką”
[…] Temat seksualności w kontekście wiary katolickiej został przez autora rozwinięty w kolejnym artykule „O wolności seksualnej katolików raz jeszcze” […]
I trzeba było tak od razu Panie Autorze, bez zawirowań, konkretnie
napisać, o co Panu chodzi. Tym razem tekst zrozumiały, jasno stawiający
problemy, z którymi trzeba się uporać.
Szanowny Panie Andrzeju!
W artykule „O wolności seksualnej katolików raz jeszcze” został wymieniony mój post do pierwszego artykułu (poz. [8]), a ja zostałem odesłany do rzetelniejszego przeczytania encykliki Humanae vitae i Kodeksu Prawa Kanonicznego. Z pokorą przyjąłem te uwagi, ale po ponownej lekturze wskazanych
dokumentów i Pana obydwu artykułów utrzymuję, a nawet poszerzam zakres spraw trącących infantylnością podejścia.
Chcąc napisać możliwie krótko, pominę wiele dyskusyjnych fragmentów pierwszego artykułu, odnosząc się tylko do ostatniego fragmentu, do wyrażonego żalu pod adresem Jana Pawła II i Benedykta XVI. Skąd pewność, że odczuwali to tak jak Pan, jako niespójność? Chyba nie posądza Pan obu wielkich papieży o świadome uchylanie się od wyjaśnienia problemów niepokojących sumienia małżonków. Wyrażona
przez Pana nadzieja, że papież Franciszek naprawi błędy poprzedników wpisuje się niestety w całkiem spory chór „poprawiaczy” Kościoła, niekoniecznie w zgodzie z Kościołem żyjących.
A teraz w odniesieniu do drugiego artykułu.
1.
Myślę, że niepotrzebnie sili się Pan na niby dowcipne sformułowania (np. „A jeżeli kogoś interesują szczegółowe zachowania pod kołderką”), które w rzeczywistości trącą właśnie infantylizmem.
2.
Pana słowa: „w akcie seksualnym przekraczamy granice wolności drugiego człowieka poprzez to,
że możemy stać się odpowiedzialni za powstanie nowego życia”. O czym Pan pisze?! Chyba nie o świadomym, katolickim małżeństwie sakramentalnym. Jakie przekraczanie wolności drugiego człowieka? Przecież są „dwoje w jednym ciele”, a powstanie nowego życia nie jest sprawą jednego z nich przekraczającego granice wolności drugiego, tylko ich obojga.
3.
Pana słowa:
„Równocześnie jest sprawą doskonale znaną od czasów ogłoszenia encykliki
Humanae Vitae, że stosunki małżeńskie, które «z przyczyn zupełnie niezależnych od woli małżonków będą niepłodne» (…) nie umniejszają miłości małżeńskiej”.
Przepraszam, ale muszę stwierdzić, ze posuwa się Pan do manipulacji tekstem encykliki, pod swoją wątpliwą tezę. Proszę dokończyć to cytowane zdanie – «ponieważ nie tracą swojego przeznaczenia
do wyrażania i umacniania zespolenia małżonków». A dalej w przykładach niepłodnych stosunków pomija
Pan to, co tak mocno w encyklice HV jest akcentowane: «dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka». To zupełnie zmienia perspektywę – podwójne znaczenie aktu małżeńskiego.
4.
Pana słowa:
„Za punkt odniesienia niech posłuży nam młode małżeństwo zdolne do prokreacji. W trakcie jego trwania okazuje się, że jedno z małżonków nie chce mieć dzieci. Co to oznacza?” Przykład chybiony. Następujący po nim cytat z KKK 1101 dotyczy nieważnego zawarcia małżeństwa, a nie decyzji w trakcie jego trwania.
5.
Trochę dalej usiłuje Pan przenieść wnioski z tego chybionego przykładu na małżeństwa 60/70 latków, pisząc: „Mając tak zarysowaną sytuację, możemy przenieść ją na małżeństwa 60/70 latków, które najczęściej zawierane są przez wdowców i wdowy posiadających już wychowane dzieci. W takich okolicznościach retorycznym wydaje się pytanie, czy w nowym związku chcą (akt woli) mieć kolejne dzieci i je wychowywać.”
Akt woli dotyczy nie tylko „chcenia”, ale i zgody. Świadomi 60/70 latkowie prosząc o sakramentalne małżeństwo i korzystając później z aktów małżeńskich w żaden sposób nie wykluczają zgody na ew.
kolejne dzieci. Gdyby wykluczali, to małżeństwo byłoby nieważne, zgodnie z KKK 1101. I nie trzeba się martwić, że udzielający ślubu kapłani robią coś nie tak. Czyżby chciał Pan dla małżeństw 60/70 latków innej wersji przysięgi małżeńskiej? Czy to miałoby pokonać ową rzekoma niespójność? Proszę wybaczyć, ale to też jest infantylne.
6.
I na koniec sprawa NPR. Pisze Pan: „Kościół rozwijając racjonalne uzasadnienie dla wyboru NPR nie ustosunkował się do wymiaru wolitywnego, czyli roli aktu woli (chcenia). Trudność leży w tym, że wybór dnia kontaktu seksualnego nie jest „zupełnie niezależny[ch] od woli małżonków”, a to stwarza sytuację problemową.”
Ja tutaj nie widzę ani trudności, ani żadnej sytuacji problemowej. Wybór dnia kontaktu jest zależny od odpowiedzialności małżonków, od ich decyzji podejmowanej w sposób wolny, uwzględniający wielowymiarową sytuację pozwalającą na podjęcie starań o kolejne potomstwo, bądź zaniechania tego. A ze słuszności analizy tej sytuacji będą kiedyś rozliczani. Kiedyś. A na teraz mają konfesjonał. I to jest chyba istotą nauki Kościoła o małżeństwie. Spójnej.
Z pozdrowieniami i wyrazami szacunku
Piotr Gawor
A czymże jest kościół żeby ślepo i jak owca na rzeź podążać myślami różnych tylko ludzi których grupka starców wyforsowala na opiniotworcow? Mówiąc to nie jestem dobrym człowiekiem? Tylko katololo ma monopol na bycie świętym i dobrym? Śmieszne są te Pana dywagacje z poziomu klęczek przed majestatem takiej Etiopii mentalnej. Czas się obudzić i rozdzielić państwo od kościoła.