Wiara

Ten okropny ojciec Alojzy (IX)

Powoli nadciągał Wielki Post. Cały świat jawił się w fiolecie, a wszystkie drogi prowadziły na Golgotę. Młodzież karnawałowa stała się młodzieżą wielkopostną, na co zresztą nie miała większej ochoty. Aniela Łącka czuwała na Ojcem Alojzym, niektórzy zaczęli nawet mówić, że jest niczym Kinga Preis z serialu Ojciec Mateusz. Ale jej czuwanie nie było wcale dobrotliwe, wprost przeciwnie – zdawała się czyhać na jakiś błąd, żeby dopaść i zmiażdżyć mnicha jakimś ateistycznym lub liberalnym docinkiem. Zdissować go bez litości i pogrążyć w otchłani. Tak twierdziła większość. Chociaż byli i tacy, którzy dawali się pokroić za inną interpretację relacji Aniela – Alojzy, zbyt często widywano ją w kościele, czasem stawała w obronie wiary i (podobno, ale nie ma na to świadków) odmawiała różaniec z Radiem Maryja.

Jednym słowem Aniela stanowiła odwieczny przypadek ambiwalencji – była za i przeciw, coś wołało w niej tak, ale również krzyczało nie. Jednym słowem, udręka!

Post rozpoczął się z popiołem, więc Ojciec Alojzy wystąpił z Orędziem na Wielki Post. W niczym nie różniło się to orędzie od Apelu na adwent, ale brzmiało dużo groźniej. Gorzkie Żale, Droga Krzyżowa, post, jałmużna i modlitwa. Czterdzieści dni. Naprawdę, zapowiadał się ciężki czas.

Z tym postem to mamy odwieczny problem – tłumaczył młodym Alojzy – bo w każdy piątek głód jakby większy. Zjeść albo nie zjeść, ten Szekspirowski dylemat ssie żołądek i zaostrza apetyt. Tymczasem, w epoce odchudzania, diety i anorektyków istnieją regiony, nieznające pojęcia diety i odchudzania. Tak, tak, tysiące, a nawet miliony ludzi nie liczą kalorii, bo żywią się swoim codziennym głodem. Gdy w Polsce myślimy o wielkopostnym „pościć czy nie pościć?”, oni umierają z głodu.

Młodzi popatrzyli na Ojca Alojzego smutnym wzrokiem.

– Po co nam to powiedział – mruknęła Patrycja Ptak – jak teraz zjem swoją odchudzającą sałatkę z kapustą pekińską i kurczakiem?

Kurczakowi też było głupio, bo w Wielkim Poście łykano go z poczuciem winy. Ale to przecież nie jego wina, że ten okropny Ojciec Alojzy żąda wyrzeczeń. Postu i pokuty. Wiary i nawrócenia. I jeszcze jałmużny. Czterdzieści dni udręki. I jeszcze czterdzieści nocy. Bo przecież jak post, to post. A nawet post totalny.

I wtedy stało się! Aniela Łącka popatrzyła na Alojzego uważnie. Jej determinacja widoczna była gołym okiem. I to nie byle jaka determinacja, ale coś więcej, coś, co wyglądało na… wielkopostne postanowienie!

– Ojcze, jest sprawa – zaczęła bez ogródek.

Niestety, Ojciec Alojzy popełnił kardynalny błąd – zamiast cierpliwie słuchać, postanowił uruchomić mechanizm zgaduj-zgadula (albo zabawić się w proroka, tak będzie bardziej pobożnie).

– W czym mogę pomóc…? – wyszczerzył zęby niczym młody bóbr. – Może chcesz zaśpiewać psalm w niedzielę? Albo którąś stację drogi krzyżowej, na przykład szóstą, tę z Weroniką? A może dyspensa potrzebna na osiemnastkę…?

– Ojcze, jest sprawa – Aniela machnęła ręką, jakby odpędzała muchę, chociaż żadnej nie było w pobliżu. – Myślę o tym o tygodnia. Aniela Piesiewicz! Nikt nie mówi o tej zbrodni. To matka tego Piesiewicza od „Trzech kolorów”, „Dekalogu” i różnych takich.

– Tego od Kieślowskiego i od Preisnera, i różnych takich – dodał w myślach Alojzy.

– Ojcze, to moja imienniczka… Całkiem przypadkiem w to wdepnęłam, więc… może to jakieś przeznaczenie? Ale jak to wszystko możliwe? – patrzyła niespokojnie na zasmuconą twarz mnicha.  

– Ale wie Ojciec, o co chodzi? – spytała stanowczo.

– Wiem – padła spokojna odpowiedź.

Aniela obróciła się na pięcie. Młody bóbr zrozumiał, że potrzebny jest Szymon z Cyreny, a nie Weronika. Aniela odeszła, nie w siną dal, ale w stronę klasy. Idąc, jakby czytała w myślach, dodała głośno:

– Proszę tylko nie czekać na jakieś informacje o Anieli Piesiewicz na wrodzinie.pl. Musisz osobiście poszukać, pomyśleć… postanowić. Osobiście. Osobiście. W obronie dobra nie staniesz przecież „per procura”.

Ojciec Alojzy długo patrzył za nią. Osiemdziesięciodwuletnia Aniela Piesiewicz. I osiemnastoletnia Aniela Łącka.

Skąd takie pomysły w jej głowie? Z jakiej planety takie dylematy w jej sercu? Czyżby to byli „jego” uczniowie…! Na wszelki wypadek wyjął różaniec, co to go przywiózł z Loreto, i zaczął odmawiać „niebieską koronkę”.

Photo credit: Bryn Davies via Foter.com / CC BY-NC-ND

O autorze

ks. Stefan Radziszewski

urodzony w 1971 r., dr hab. teologii, dr nauk humanistycznych, prefekt kieleckiego Nazaretu; miłośnik św. Brygidy Szwedzkiej i jej "Tajemnicy szczęścia" oraz "Żółtego zeszytu" św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Czciciel s. Wandy od Aniołów. Od 4 listopada 2020 r. odpowiedzialny za życie duchowe Parafii Przemienienia Pańskiego w Białogonie. Najważniejsze publikacje: "Kamieńska ostiumiczna" (2011), "Siedem kamyków wiary" (2015), "Pedagogia w świecie literatury" (2017), "777 spojrzeń w niebo" (2018).

Leave a Reply

%d bloggers like this: