Kuba jako 11-latek podjął pierwszą w swoim życiu prawdziwie męską decyzję. „Zbuduję domek na drzewie, zrobię to sam, zaskoczę wszystkich i pokażę na co mnie stać!” – odparł prężąc muskuły i robiąc groźną minę.
Pierwszy dzień wakacji, promienie słońca niepostrzeżenie, niczym złodziej o świcie, wkradły się przez lekko podniesione rolety do pokoju chłopca, zwiastując przy tym początek wielkiej misji Kuby. Gdy malec otworzył oczy, podnosząc powieki powolnym ruchem do góry, jakby ktoś podciągał z oczu żaluzje, czuł się podekscytowany jak jeszcze nigdy przedtem. Bijące szybkim tempem serce, niczym kolarz pędzący w Tour de Pologne i to niestygnące poczucie dumy, że on – syn budowlańca – sam, własnoręcznie zaprojektuje i zbuduje domek na drzewie. „Tata będzie ze mnie dumny! Na pewno pogratuluje mi i nie będzie mógł przestać patrzeć na moje dzieło!” – cieszył się w sercu chłopiec.
Budowa została rozpoczęta. Kubuś z zapałem drwala i zawziętością boksera znosił belki, zbijał i związywał kawałki drewna tak, że z dnia na dzień domek przybierał coraz wyraźniejszych kształtów. Zaangażowanie chłopca można było poczuć z daleka. Było jak zapach grilla, który czujemy z końca ulicy. Nie dało się go nie zauważyć. Mały kładł się spać myśląc o domku, a pierwszą myślą po przebudzeniu były kolejne belki, które dziś będzie zbijał. Projekt pochłonął go całkowicie. Aż kipiał motywacją i chęcią działania. Mały, wielki bohater. Dziwiło go tylko jedno, że tata od początku budowy nie zajrzał do niego, ale był pewny, że ogląda go z ukrycia, a gdy ukończy dzieło zgotuje mu huczne przyjęcie.
Lipiec miał się ku końcowi. I choć słońce dalej świeciło z taką sama mocą, dni zaczynały robić się ciut krótsze niż na początku. Ćwierkające ptaki, dojrzewające maliny i spadające z drzewa jabłka. Oto polski piękny lipiec, który tego lata stał się jeszcze piękniejszy, a wszystko za sprawą niesamowitego, świeżutkiego domku na drzewie, który właśnie ukończył mały budowlaniec Kuba! Wiele godzin potu, trudu i zaangażowania, ale dla efektu końcowego było warto. Chłopiec nie mógł się doczekać opinii taty, w końcu głównie po to by mu się przypodobać, realizował tą budowlę.
Gdy tata wrócił z pracy, Kubuś pobiegł w pośpiechu, o mało nie gubiąc trampek z nóg, by oznajmić tatusiowi dobrą nowinę. „Tato tato, zbudowałem domek na drzewie, i to zupełnie sam! Chodź, chodź, zobacz!” – chłopiec ledwo nadążał złapać oddech, podczas wykrzykiwania radosnych informacji. …A tata na to „Super Kuba, ale teraz daj tatusiowi odpocząć, padam z nóg po pracy, leć pobawić się sam” – po czym odszedł do swojego gabinetu.
Cisza po wypowiedzeniu przez ojca tych słów to najgorsze chwile w życiu Kubusia. Moment, w którym w jego serce wbijał się nóż. Nic nie odda bólu jaki odczuł chłopiec po słowach własnego taty, który nie wyraził nawet grama zainteresowania dziełem swojego syna. Kałuża utworzona z łez chłopca, siedzącego samotnie w zbudowanym przez siebie domku, stała się lustrem odbijającym przeogromny smutek i ból bijący z oczu malca.
Jego życie nigdy już nie było takie jak przed tamtymi wydarzeniami. Jedna chwila potrafiła poranić całkowicie jego serce. Już nigdy nie był tak otwarty, silny i pewny siebie jak przedtem. Brak zainteresowania taty stał się dla Kuby sygnałem odrzucenia. Poczuł się samotny i niepotrzebny. Jego samoocena została zrujnowana.
Ta historia to przestroga. Przestroga dla każdego z nas, bo jak widzimy, jedna chwila potrafi zrujnować życie drugiej osobie. I wcale nie potrzeba noża czy sztyletu, by poranić serce drugiego. Wystarczy brak zainteresowania. Bo on potrafi zranić bardziej, niż najostrzejszy skalpel.
Foto: KaCey97078/Flickr/CC BY-NC 2.0
Ale to taka prawdziwa historia czy zmyślenie w dobrej intencji?