Małżeństwo

Atak serca u męża czyli magnolia kwitnie!

Z życia wzięte:
Jedziemy samochodem, wjeżdżamy w ulicę dojazdową i nagle dzieją się dwie rzeczy: czuję, że po czymś przejechałem i to nie takim małym a moja żona krzyczy i to konkretnie:
– O Boże!
Moje ciśnienie momentalnie osiągania poziom 240/160, zawał, wylew i udar biją się o palmę pierwszeństwa a mózg dokonuje ostatkiem sił szybkiej analizy: zwierzę, dorosły czy dziecko? Kogo/co przejechałem,  pewnie człowiek i to chyba raczej dziecko, bo krzyk żony był dość histeryczny. Czy przejechałem nogę, korpus czy głowę? Żyje czy nie? Ile lat dostanę (za kratkami czy tylko zawiasy) ? I tak dalej, i tak dalej.  Oczywiście cała powyższa galopada trwa ułamek sekundy, po czym moja ukochana, umiłowana ślubna kończy okrzyk:
– Magnolia kwitnie!
Spuszczę zasłonę milczenia na ciąg dalszy relacji z wnętrza samochodu. I jeszcze jedno – najechałem na wybrzuszenie asfaltu.

Eldredge pisał w swojej książce o sytuacji, gdzie po zgubieniu drogi jego żona siedząca na fotelu pasażera zaczęła monolog pod tytułem „A nie mówiłam”. Stwierdził on, że gdyby na tylnym siedzeniu siedział prawnik z pozwem rozwodowym to w kilka sekund byłby rozwiedziony z żoną. Z perspektywy „magnolii” mogę stwierdzić, że każdy sąd by mnie uniewinnił, gdybym zareagował w mojej sytuacji w sposób nieprzemyślany, tudzież agresywny. Na szczęście z mojego krwiobiegu momentalnie została wypuszczona duża dawka adrenaliny („magnolia” a nie „przejechałem człowieka”), co spowodowało przestój w reakcjach kompulsywnych. I dobrze.

Proszę was, kochane żony swoich mężów, o wyczucie sytuacji. W przypadku „magnolii” zadecydował impuls, ale wiele razy słyszałem, że kobiety czasami nie umieją powstrzymać się od komentarzy, mogących być zagrożeniem życia dla mężów, albo co gorsza dla nich samych. A więc drogie panie pamiętajcie, że mowa jest srebrem a milczenie złotem i dodatkowo, że 15 minut płukania ust rumiankiem po powrocie męża do domu z pracy –  zamiast narzekania – może znacząco poprawić jakość współżycia małżeńskiego.

Uprzedzając ewentualne uwagi, wiem że znakomita większość sytuacji, w których doprowadzamy się nawzajem do szału w małżeństwie nie wynika ze złej woli. Myślę, że ta przysłowiowa 1 na 10 może być celową szpilą wbijaną tam gdzie boli najbardziej. Prawdopodobnie daje to na jakiś czas poczucie satysfakcji, ale warto zastanowić się jakie spustoszenie sieje w małżeństwie i jak trudno potem odbudować zaufanie i poczucie bezpieczeństwa w związku.

Foto: flickr.com/Ben Smith

O autorze

Marcin Brzostek

Mąż jednej żony, ojciec czwórki dzieci, inżynier. Miłośnik Orwella, sportów walki, starej dobrej science fiction i wysokich szlaków górskich.

Leave a Reply

%d bloggers like this: