Kultura i sztuka

Teraz i w godzinę śmierci

Żona przeczytawszy recenzję tego filmu zaproponowała abyśmy zobaczyli go w kinie. Jadąc po bilety zupełnie nie wiedziałem co mnie czeka. W hallu kina zobaczyłem plakat. Utrzymany w tytanowych barwach fragment różańca i dysku Ziemi nie nastrajał zbyt optymistycznie. Podobnie było w krótkim ogonku do kasy –  bilety przede mną kupowały tylko emerytki i rencistki. Seans zapowiadał się jak spotkanie kółka różańcowego z przyjaciółmi Radia Maryja. Słowem „bosko”!

Pierwsze kadry także nie zapowiadały nic specjalnie frapującego: smagane wiatrem śnieżne  pustkowie gdzieś w dalekim stepie i księżyc przebijający się przez chmury – znowu barwy tytanu.

Owa szarość płynnie przechodzi w cykl zdjęć z wojny w Afganistanie. Widzimy na nich młodego amerykańskiego żołnierza na noszach ściskającego w dłoni biały różaniec. Narrator czyta jego historię jak podczas walk z Talibami został ciężko ranny w brzuch i pod ostrzałem wroga przebiegł ponad dwieście metrów do śmigłowca ratowniczego, właśnie z tym różańcem. Na zdjęciach widać cierpienie i ból, a jednocześnie emanuje z niech jakiś dziwny spokój. Młodzieniec przeżył i wrócił do USA. Jego historia stała się kanwą dla powstania całego dokumentu o sile modlitwy różańcowej tu i teraz, obok nas, na najbardziej dramatycznych zakrętach historii. Twórcy w swoich poszukiwaniach jadą przez cały świat. Akcja przenosi się z Polski, przez Austrię, Bośnię-Hercegowinę, Filipiny, Środkową Afrykę, USA i Kazachstan.

W jednej z recenzji na wiodącym portalu filmowym przeczytałem, że to film tylko dla tych, dla których jest przeznaczony, czyli wierzących a inni nie mają czego w nim szukać. Nic bardziej błędnego nie można napisać, bo autorzy nie zatrzymują się na powierzchownej duchowości czy przekonywaniu przekonanych. To film, który zadaje niepokojące pytania także, a może szczególnie, zadowolonym obywatelom świata, przyzwyczajonym do pokoju i dobrobytu poszukiwaczom szczęścia w hedonizmie i nakazowo-rozdzielczym systemie praw człowieka. Dla nich nie będzie to film przyjemny, bo pokazuje prawdziwe oblicze świata, które daleko odbiega od obrazków z telewizji komercyjnych, kolorowych pism, portali plotkarskich i społecznościowych. Gdzie są ci wielcy humaniści w stosunku do tragedii Afryki? Gdzie oburzenie na rzeź na ukraińskim Majdanie? Zagubieni pomiędzy talk-show a reklamami podpasek i elektronicznych gadżetów…

Ten film to także traktat o wierze, która nie jest dana raz na zawsze. Historia Austrii, która cudem i modlitwą różańcową wyrwała się z objęć ZSRR, a dziś jest pustynią wiary. To także opowieść o indywidualnym upadku i… nie będę spoilerował, ale jak w dobrym thrillerze autorzy tak ułożyli opowieść aby stopniować napięcie i utrzymać uwagę widza do końca projekcji.

Film kończy się w Kazachstanie, gdzie polska zakonnica założyła wspólnotę modlitwy w intencji ocalenia świata. Świetnie filmowana i kadrowania postać wygląda jak ożywiona i odmłodzona Anna Jagiellonka ze swego królewskiego portretu.

Operatorzy (było ich trzech) i montażyści zasłużyli na wielkie brawa. Film nie jest przeładowany zdjęciami, nie zmontowano wszystkiego co dało się nagrać, nie ma tu „filmowej waty”. Każdy kadr jest przemyślany, całość jednolita stylowo, skomponowana. Do materiału wmontowano także zdjęcia historyczne, zarówno z Austrii, Filipin jak i kijowskiego Majdanu – te robią największe wrażenie. Młodzi Ukraińcy giną na naszych oczach, krew powoli wypływa z martwego ciała. Zupełnie inaczej niż w sensacyjnej fabule, prawdziwie…

Ostatnia historia opowiedziana w filmie jest „jakby klejem” dla całości, to cytat z tekstu narratora. Tu dowiadujemy się dlaczego autorzy – Mariusz Pilis i Dariusz Walusiak – okrążyli świat i dlaczego pierwsze kadry zaczynają się od śnieżnego stepu nocą smaganego mroźnym wiatrem w dominującej tonacji tytanu.

PS. Wielka wdzięczność dla sponsora: firmy Brukbet.

O autorze

Rafał Karpiński

Mąż, ojciec jednej córki i dwóch synów. Człowiek wielu zawodów i zainteresowań. Konserwatysta. Miłośnik historii dwudziestego wieku.

Leave a Reply

%d bloggers like this: