Małżeństwo

Życie bez telewizora

Kiedy zdecydowaliśmy się na „życie bez …”– tylko na chwilę, tylko na próbę – zastanawialiśmy się jak to będzie. Tych kilka lat temu moda na „życie bez …” dopiero się zaczynała i byliśmy poniekąd wyjątkowi. Do tego stopnia, że kiedyś zadzwoniono do nas z radia, żeby się zapytać jak sobie na co dzień radzimy – my dorośli i nasze dzieci.

Ano radzimy sobie. Całkiem dobrze. Już szósty rok żyjemy bez telewizora i nie planujemy tego zmieniać. Na początku tęskniliśmy nieco do migającego ekranu, znajomi często byli zaskoczeni naszą niewiedzą co do nieszczęść i kataklizmów przetaczających się przez świat, a dzieciaki przestały być na bieżąco nie tyle z bajkami, co z …reklamami. W zeszłym roku nasza najstarsza córka czyniła nam żartobliwie wyrzuty, że nie poznała na bilbordzie twarzy kogoś kto jest znany tylko z tego, że miał swoje 5 minut w telewizji i musiała dopytywać znajomych kto to. To dobry przykład na to, co rzeczywiście „straciliśmy”. Bo twarze przedstawicieli sceny kulturalnej, politycznej i sportowej zasadniczo rozpoznajemy. Wiemy też co dzieje się na świecie, jesteśmy na bieżąco z tematami, które nas interesują – zarówno rodzice, jak i dzieci. I nie stronimy od rozrywki. Aktualnie córka ogląda ulubione seriale, średniego syna pochłonął świat Tolkiena i X-Menów, najmłodszy pasjonuje się dinozaurami. A my z mężem oglądamy serial po angielsku (z napisami – też po angielsku), żeby doskonalić nasze językowe umiejętności.

Kiedy zastanawiam się, co przede wszystkim zmienił w naszej rodzinie brak telewizora, to po pierwsze przestaliśmy zadowalać się przypadkową rozrywką. Nauczyliśmy się świadomie selekcjonować i niczego nie oglądamy „na próbę”. Mając telewizor też staraliśmy się to planować, ale często ulegaliśmy magii migających obrazków i poświęcaliśmy czas czemuś nie wartemu oglądania. Po drugie nie jesteśmy tak bombardowani głośną agresywną reklamą. A po trzecie skończyła się nieustająca walka o pilota. Jesienią i zimą lubimy całą rodziną zalec na kanapach i patrzeć na ogień płonący w czerwonej kozie – ozdobie salonu – i nie ma dyskusji, że można by pooglądać coś innego i jest tak cicho…

 

Foto: ClaraDon / Foter / CC BY-NC-ND

O autorze

Marta Dzbeńska-Karpińska

Z wykształcenia politolog i manager, z wyboru fotograf i dziennikarz. Autorka książki i wystawy „Matki: mężne czy szalone?” Żona i mama trójki dzieci. Fanka czarno-białej fotografii analogowej. Bardzo lubi ludzi, spacery i muzykę, a niekiedy także gotowanie.

Leave a Reply

%d bloggers like this: