Społeczeństwo

Do chóru – wstąp!, czyli siedem powodów, dla których warto zostać chórzystą w kościele

Niech się zżymają liderzy innych grup parafialnych – dla mnie chór w parafii to wspólnota niezastąpiona, o najwyższej wartości, wyjątkowo ważna, często niedoceniana (bywa, że i zbyt hołubiona), niestety owiana aurą tajemniczości dla wielu, którzy mogliby odnaleźć w niej swoje miejsce.

Oto siedem powodów, dla których każdy powinien rozważyć wstąpienie do chóru parafialnego (kolejność w zasadzie przypadkowa):

Po pierwsze, chór parafialny jest najbardziej ekumeniczną wspólnotą w parafii: mogą się w nim spotkać przedstawiciele różnych „frakcji” w kościele, od oazowicza, przez odnowiciela lub neona, po kogoś, kto nie czuje się związany z żadną z większych wspólnot. To specyficzna grupa w parafii: nie modlitewna z istoty, ale przecież modląca się (i pomagająca modlić się innym) poprzez śpiew.

Po drugie, chór parafialny jest świetnym sposobem na spędzenie wolnego czasu: najczęściej to jeden wieczór (czasami dwa) w tygodniu, na średnio dwie godziny, kiedy można odciąć się od bieżących spraw, spotkać się z innymi ludźmi w różnym wieku (z którymi często nic innego za bardzo by nas nie łączyło), przy okazji porozmawiać, razem się pośmiać, trochę (z umiarem) poplotkować. Chyba trudno gdzie indziej poznać tyle przepisów na smaczne przekąski, sałatki i ciasta!

Po trzecie, chór parafialny to szkoła cierpliwości: zarówno dla dyrygenta, który musi poskromić sporą grupę bardzo wielu osobowości, niepunktualnych, roztargnionych i zapominalskich chórzystów – jak i dla tych drugich, nie od razu rozumiejących zawiłe melodie pieśni, które zawsze śpiewali normalnie, meandry muzycznego, specjalistycznego języka, którym próbuje przemawiać do nich humorzasty i czasem za dużo wymagający dyrygent, mający swoją „wizję”, nie zawsze dostępną i czytelną dla innych.

Po czwarte, chór parafialny to nauka odpowiedzialności za swoją pracę: ile włożysz w niego trudu i ćwiczeń, tyle będzie z radości po dokończonym i przepracowanym utworze. Do efektownego brzmienia droga często długa, trudna i żmudna, ale bez wątpienia warto.

Po piąte, chór parafialny to okazja na odkrycie i pogłębienie swoich talentów muzycznych. Każdy je posiada, coś się w naszej kulturze porobiło, że większość ludzi uważa, że „nie potrafi śpiewać” – to bzdura (o czym pisałem już tutaj), są może ekstremalne wyjątki, którym należy raczej podziękować za współpracę w tym zakresie, ale dużo więcej jest nieśmiałych i zalęknionych, zamkniętych buzi, które po otwarciu i przełamaniu nieśmiałości czują, że to rzeczywiście może być duża frajda!

Po szóste, chór parafialny to też szkoła pokory. W większości jest złożony z głosów amatorskich – wtedy praca jest najciekawsza, ale też szczególna. Nie zawsze wszystko się uda, wybrany na początku zbyt ambitny repertuar potrafi później przyciąć skrzydła – ale wszystko się sprowadza do rozsądnego pokonywania trudności, wyciszenia swojej megalomanii i zaprzestania idealizowania własnych możliwości. Warto dać się zaskoczyć.

Po siódme, a w gruncie rzeczy najważniejsze, chór parafialny to możliwość głębszego uczestnictwa w liturgii – przez czynne w niej uczestnictwo, ubogacanie muzyką, śpiewem. Inaczej przeżywa się choćby Święta, w które jest się czynnie zaangażowanym. Spytajcie chórzystów, jak przeżyli pierwsze Triduum Paschalne, śpiewając w chórze – to coś zupełnie innego, niż być w ławce kościoła.

Dla muzyka-amatora, bez wykształcenia muzycznego, nie mającego na swoim koncie doświadczeń z różnymi występami (jak np. w szkołach muzycznych czy orkiestrach) to niepowtarzalna okazja wystąpić choć raz w roku na prawdziwym koncercie. Aplauz i uznanie publiczności robią swoje, można się poczuć (zasłużenie) wyjątkowo, zwłaszcza gdy poświęciło się swój cenny czas na intensywne próby.

Najbardziej lubię chóry różnorodne wiekowo (ani typowo młodzieżowe, ani złożone z samych starszych pań lub panów), takie, w których widać jakąś ciągłość pokoleń, zróżnicowanie doświadczenia. Wtedy rzeczywiście jest to miejsce dla każdego.

Zamiast bać się czarnej dziury,
lękać się imperium zła,
ludzie, ludzie zakładajmy chóry,
wszędzie gdzie się da.
(A. Andrus)

A gdy już gdzieś istnieje? W parafii, Twojej lub okolicznej? To dołącz! Z chóru lepiej widać 🙂

Photo credit: MattusB via Foter.com / CC BY-NC

O autorze

Jan Buczyński

W domu mąż Elżbiety i tata Basi. W pracy organista parafialny,
dyrygent chóralny i katecheta przedszkolny. W wolnej chwili bloger
(ejtomy.pl, publikuję również na areopag21.pl). Z wykształcenia
teolog i muzyk, z zamiłowania czytelnik książek, słuchacz muzyki,
pasjonat historii oraz obserwator otaczającej rzeczywistości.

Leave a Reply

%d bloggers like this: